Biuletyn 3(4)/1997 Strona główna

Faust zbawiony

Trzy lata temu pisał w programie Fausta w Teatrze Wielkim Sławomir Pietras: aby opera ta była grana przy wypełnionej widowni …melomani muszą być pewni wysokiego C tenora, mistrzowsko wykonanego ronda i serenady Mefista, pięknego głosu Małgorzaty, świetnie brzmiącego chóru żołnierzy i innych scen zbiorowych, aż wreszcie urody i kunsztu baletu w Nocy Walpurgi. Do tego jeszcze niezbędna jest interesująca scenografia, dobry dyrygent, a przede wszystkim ciekawy pomysł inscenizacyjny i świetna reżyseria. Według mnie, premierowe przedstawienia oryginalnej wersji językowej Fausta w Teatrze Narodowym 24 i 25 maja spełniały wszystkie te warunki. W każdej scenie widać było konsekwentne prowadzenie akcji przez reżysera Marka Weiss-Grzesińskiego. Otrzymaliśmy dzięki temu jednoznaczne portrety bohaterów: prawdziwie religijnej i głęboko wierzącej Małgorzaty (którą widzimy przy klęczniku, a nie kołowrotku); Fausta – bezwolnego w rękach Szatana (nawet Walentego sam zabić nie potrafi); Walentego – prawego i honorowego rycerza oraz Mefista, który okazał się być bardziej rubaszny i ironiczny niż okrutny. Wykonawcy głównych partii zarówno głosowo, jak i aktorsko doskonale oddali charaktery swych bohaterów. Liryczny, piękny, choć niezbyt silny głos Adama Zdunikowskiego szczególnie szlachetnie brzmiał drugiego wieczora w duecie Il se fait tard! Nie bez znaczenia było również, że młody artysta pozwolił mi uwierzyć w prawdziwą miłość Małgorzaty do przystojnego młodzieńca, w którego przeistoczył się stary doktor Faust.

Dorota Radomska w partii Małgorzaty to chodząca skromność i niewinność. Czysty, równy, mocny głos i brawurowo (szczególnie 25 maja) wykonana aria z klejnotami oczarowały publiczność. Andrzej Zagdański kreował rolę Walentego oszczędnymi środkami aktorskimi, za to śpiewał pewnie, pięknie i dostojnie, jak na chrześcijańskiego rycerza przystało. Na koniec zostawiłam artystę szczególnie owacyjnie przyjętego przez publiczność – Roberta Dymowskiego w partii Mefista. Okazało się, że Pan Ciemności nie musi być odziany w czerń i groźnie błyskać oczyma spod zmarszczonych brwi. Nie musi również śpiewać gęstym, ciemnym, jak smoła piekielna basem, ale zawsze musi śpiewać wspaniale. Tak właśnie śpiewał Dymowski, oryginalnie i z przymrużeniem oka traktując odtwarzaną przez siebie postać. Można by mieć zastrzeżenia do, moim zdaniem, zbyt monotonnie zaśpiewanego ronda, ale serenada z IV aktu była już wykonana po mistrzowsku. Na uwagę zasłużyła sobie również śpiewająca 24 maja Katarzyna Suska jako Siebel. Osobne brawa należą się choreografowi Emilowi Wesołowskiemu i autorce scenografii Zofii De Ines za świetną scenę Nocy Walpurgi, ponieważ doskonale uniknęli oni banału czarno-ognistych diabłów i diablic. Zamiast tego Mefisto rozkazuje w tę noc tańczyć posągom świętych i męczenników ze św. Sebastianem (Sławomir Woźniak) na czele. W stosunku do premiery sprzed trzech lat zmieniła się scena finałowa, w której z nieba zstępuje Walenty czy też Chrystus Miłosierny, by zbawić Małgorzatę. Dzięki niej zbawienia dostępuje również stary Faust, który pierwotnie wraz z Szatanem zapadł się w otchłanie piekielne. Scena ta była również oklaskiwana z powodu swej monumentalności: z góry spływają białe anioły, a z tylnej kieszeni sceny wyjeżdża na ruchomej platformie cały chór w swych barwnych kostiumach.

Należy dodać jeszcze, że orkiestra pod batutą Andrzeja Straszyńskiego grała miejscami więcej niż poprawnie, a przede wszystkim dobrze akompaniowała solistom.

Katarzyna Krystyna Gardzina