Biuletyn 3(8)/1998 Strona główna

Bal maskowy - powód do dumy

Premierowe przedstawienie Balu maskowego Verdiego, które mieliśmy przyjemność oglądać 25 kwietnia w Teatrze (jeszcze wtedy) Narodowym śmiało można nazwać sukcesem. Nie tylko ze względu na wspaniałą premierową obsadę z Kałudi Kałudowem i Ewą Podleś na czele, nie z powodu świetnej (sic!) gry orkiestry ani pięknej oprawy plastycznej, która zresztą nie wszystkim się podobała. Przedstawienie było dobre, ponieważ wszystkie te elementy złożyły się na spójną całość - dopracowaną, przemyślaną, harmonijną. Bodaj największe brawa należą się orkiestrze i dyrygentowi (Antoni Wit) - takiego Verdiego dawno w Warszawie nie słyszeliśmy - wykonanie stylowe i wreszcie bez fałszowania w sekcji dętych.

Premierowa obsada prezentowała wyrównany poziom. Być może Kałudi Kałudow w partii Gustawa III nie zachwycił nas tak, jakbyśmy oczekiwali, ale daj Boże choć paru podobnych polskich tenorów! W roli Amelii wystąpiła Izabela Kłosińska, wywiązując się z tego arcytrudnego zadania co najmniej zadowalająco. Adam Kruszewski jako hrabia Anckarstöm zachwycał zarówno niezwykłą kulturą śpiewu, jak i najlepszą gra aktorską. Na gorące pochwały zasłużyła również Agnieszka Wolska w partii pazia Oskara, którą wykonała z lekkością i wdziękiem. Na koniec zostawiłam sobie fantastyczną w roli wróżki Ulriki Ewę Podleś. Nie dlatego, by można wiele pisać o doskonałym wykonaniu niewielkiej partii, ale aby podkreślić niezwykłość tej kreacji. Przerażająca w łachmanach i peruce, w które przyodziali ją projektanci kostiumów, wspierająca się na dwóch usługujących jej wieśniakach, prawie nie poruszając się, zbudowała postać dynamiczną, pełną ekspresji i kluczową dla całego przedstawienia. Nie muszę dodawać, że swym śpiewem oczarowała publiczność całkowicie.

Waldemar Zawodziński (reżyser) umiejętnie poprowadził akcję sceniczną, może można by sobie darować to i owo - korowód upiorów podczas arii Amelii w II akcie, finałowe pojawienie się Ulriki, ale całość wiele zyskała przez udramatyzowanie chórów, duetów itp. Dekoracje i kostiumy bardzo odrealnione nie przenosiły nas w żadną konkretną epokę, ale nadawały spektaklowi nieco baśniowy wymiar. Na tle surowych dekoracji przepyszne malinowo-czerwone, a w scenie balu złoto-czarne kostiumy prezentowały się wspaniale. Możemy się jedynie domyśleć źródeł inspiracji Ewy Starowiejskiej, Waldemara Zawodzińskiego i Marii Balcerek. Długie włosy mężczyzn mogły mieć coś wspólnego z dawną modą wikingów?

Katarzyna K. Gardzina