Biuletyn 3(8)/1998 Strona główna

Moje podróże operowe
Hiszpania, październik 1997

Moja ostatnia podróż w roku 1997 była może najmniej operowa, ale nie mogę sobie darować kilku o niej wspomnień. A więc najpierw i przede wszystkim Barcelona - najpiękniejsze miasto, jakie dotąd widziałam. Z przyjemnością kolejny raz chodziłam po ulicach, które pokazywał w filmie My Barcelona José Carreras. Mam ogromną sympatię do Teatro del Liceo, bo debiutowali w nim moi ulubieńcy Carreras i Montserrat Caballé. Pamiętam dobrze, jak w 1994 roku Caballé ze łzami w oczach opowiadała o spaleniu swojego teatru tak, jakby straciła kogoś najbliższego. Oboje artyści zresztą często występują w koncertach na rzecz jego odbudowy. Gdy byłam w Barcelonie w 1996 roku, z teatru pozostała tylko piękna fasada, reszta była już wyburzona lub w trakcie burzenia; w tym roku był to już plac zaawansowanej budowy. Ciekawe, czy uda się odzyskać niepowtarzalną ponoć akustykę tego teatru. Muszę wspomnieć także o innych śpiewakach o pięknych głosach, którzy urodzili się w Barcelonie: to Victoria de Los Angeles i Giacomo Aragall. Barcelona to cudowne miasto pełne secesji. Właśnie w tym stylu zbudowano piękny Pałac Muzyki Katalońskiej, w którym często odbywają się recitale gwiazd opery. Cudowny jest szczególnie witrażowy sufit w postaci odwróconej kopuły z chórem anielskim, oświetlający ogromną salę naturalnym światłem. Pod Arc del Triomf wybudowanym na Wystawę Światową w 1888 roku wzruszyłam się wspominając słynny koncert powrotu José Carrerasa po wygranej walce ze straszną chorobą, który odbył się 100 lat od powstania łuku. Zachwycało mnie też spontaniczne tańczenie sardany w małych i większych kółkach w różnych punktach miasta, odbywające się w dni wolne od pracy.

Walencja jest ładnym, zielonym miastem, ale trochę bez duszy. W zasypanym korycie rzeki Turii, gdzie znajdują się wąskie parki, stoi piękny, nowoczesny, szklany Pałac Muzyki, w którym często występują gwiazdy operowych scen.

Fascynującym miejscem jest Granada. Wydawało mi się tam, że słyszę Krótkie życie Manuela de Falli w moim ulubionym wykonaniu: Teresa Berganza, José Carreras, Alicia Nafé i Juan Pons oraz Londyńska Orkiestra Symfoniczna pod dyrekcją Garcii Navarro. Przecież opera ta opowiada właśnie o Granadzie i jej mieszkańcach. W muzyce jej słychać nutę flamenco, które pięknie wykonują właśnie Cyganie w Granadzie. Brzmi w moich uszach Intermezzo, cudownie zagrane przez gitarzystę Narcisio Yepesa. Ukazuje ono wspaniałe widoki Granady ze wzgórza Sacromonte (gdzie do dziś znajdują się groty mieszczące kabarety, w których wykonuje się flamenco), odzwierciedla wrażenia człowieka, przepełnionego zachwytem po obejrzeniu cudów Alhambry i usłyszeniu jej szemrzących fontann, zobaczeniu Kaplicy Królewskiej, Katedry i panoramy białego mauretańskiego wzgórza Albaicín.

Sewilla jest miastem magicznym. Świadczy o tym już to, że tylu pisarzy, librecistów i kompozytorów umieszczało tam akcję swoich dzieł, że wymienię najsłynniejszych: Mozart ze swym Weselem Figara i Don Juanem, Rossini ze swym Cyrulikiem sewilskim oraz Bizet z moją ukochaną operą Carmen. I właśnie głównie po śladach tej opery chodziłam po Sewilli. A więc budynek uniwersytetu - dawna fabryka cygar. Tutaj pracowała Carmen. Jako fabryka zadziwiała fosą i wieżami strażniczymi i zupełnie nie przypominała fabryki z różnych scenografii do Carmen. Przeciwnie, była bardzo elegancka i dostojna. Arena corridy La Maestranza wygląda bardzo ładnie i wesoło w kolorach białym i pomarańczowym. Jest ona drugą co do wielkości areną w Hiszpanii. To tu Escamillo walczył z bykami i tu zginęła Carmen z rąk zrozpaczonego z powodu jej wzgardy i oszalałego z zazdrości Don Josego. Ale też byłabym ciekawa, gdzie mieszkaliby doktor Bartolo i Rozyna z Cyrulika sewilskiego. Być może w jakimś pięknym białym domku ze wspaniałym patiem pełnym kwiatów w dzielnicy Santa Cruz obok zachwycającej katedry i mudejarowego pałacu królewskiego? Dodam jeszcze, że z Sewilli wywodzi się słynna hiszpańska rodzina śpiewaków Garcia.

Oczywiście Madryt słynie jako miasto głównie Plácida Dominga, który sam nas kiedyś po nim oprowadzał. Ale jest to też miasto rodzinne Teresy Berganzy, a także doskonałego podobno sopranu dramatycznego z XIX wieku, żony Rossiniego - Isabelli Colbran. Madryt dzień przed moim przybyciem świętował uroczyście otwarcie po remoncie klasycystycznego Teatro de la Opera, czyli Teatro Real, znakomitej hiszpańskiej sceny operowej.

Strasznie rozczarowałam się w Saragossie, gdy nie zdążyłam dotrzeć do wspaniałego zamku arabskiego Aljaferii, w którego wieży był więziony Trubadur ze sztuki Antonio Garcii Gutierreza. Właśnie na tej sztuce Cammarano, a następnie Verdi, oparli libretto opery Trubadur. W tym mieście urodziła się obdarzona pięknym sopranem Pilar Lorengar.

Ze zmartwieniem muszę pominąć cudowną Malagę, Kordobę i Toledo; wspaniałe miejsca, wyglądające w całości jak scenografia do jakiejś pięknej, romantycznej opery z wymarzonymi wykonawcami o najwspanialszych głosach.

Uważam, że trochę operowa jest namiętność hiszpańska do fiest, śpiewu i tańca, a także sztuka zabijania byków, co do której można mieć różne opinie, ale która z pewnością jest bardzo widowiskowa.

Oczywiście muszę wspomnieć również o innych moich ulubionych operach, których akcja dzieje się w Hiszpanii, to znaczy o operach Verdiego Moc przeznaczenia oraz Don Carlos (trudno mi uwierzyć, że Carlos był trochę upośledzonym grubaskiem). Teraz mogę dodać tu jeszcze interesującą współczesną operę Cristobal Colon Balady, którą dzięki przyjaciołom miałam okazję zobaczyć. Była ona napisana dla mojego ulubieńca José Carrerasa, a jej premiera czekała na jego wyzdrowienie. Nie mogę pominąć uwielbianego przeze mnie Francisco Goyę, którego oglądałam łapczywie, tropiąc jego pomniki, obrazy i freski w różnych miejscach Hiszpanii. Bardzo cieszę się, że można obejrzeć operę Goya napisaną specjalnie dla Plácida Dominga przez Menottiego. Wszystko to świadczy o tym, że nie tylko mnie Hiszpania fascynuje. Ponieważ o Hiszpanii mogłabym długo pisać, więc na tym z trudem kończę.

Aleksandra Toczko