Trubadur 2(11)/1999 Strona główna

Wyjątkowy koncert operetkowy w Bad Ischl

24 października ubiegłego roku minęła 50. rocznica śmierci jednego z najwybitniejszych kompozytorów operetkowych - Franciszka Lehara. Umarł on w Bad Ischl i właśnie w tym mieście odbył się 31 lipca 1998 roku wspaniały koncert poświęcony jego znakomitej twórczości. Wzięli w nim udział wybitni śpiewacy operowi: José Carreras, Plácido Domingo i Thomas Hampson, którym towarzyszyły sopranistki Eva Lind i Andrea Rost. Dwie pieśni wykonał piosenkarz Al Bano Carrisi.

Franz Lehar urodził się 30 kwietnia 1870 roku w Komarnie na Węgrzech. Podobno w 3. roku życia pytał wszystkich wokół: Czy świat składa się z muzyki?, a pierwsze swoje kompozycje napisał już w 6. roku życia. Otrzymał gruntowne wykształcenie muzyczne zgodnie z rodzinnymi tradycjami (studiował w Pradze), a pierwsze sukcesy zaczął odnosić w 29 roku życia, gdy zamieszkał w Wiedniu, porzucił pisanie oper, o których od dawna nikt już nie pamięta i zaczął pisać operetki. Skomponował m.in. Wesołą wdówkę, Hrabiego Luxemburg, Cygańską miłość, Ewę, Wiosnę, Frasquitę, Paganiniego, Carewicza, Fryderykę, Krainę uśmiechu, Giudittę. Za największy jego sukces uważa się Wesołą wdówkę. W tych operetkach są zawarte motywy muzyczne pochodzące z całej Europy, a więc walce wiedeńskie, piosenki z musicali Paryża, pieśni słowiańskie, węgierskie czardasze, pieśni hiszpańskie. Liryczne i dramatyczne, często z dowcipnymi słowami, pełne temperamentu melodie w operetkach Lehara od lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Któż przecież nie zaśpiewał choć raz w swym życiu Twoim jest serce me czy też Usta milczą, dusza śpiewa kocham cię? Niektóre operetki Lehara, chociażby Krainę uśmiechu, często wystawia się w teatrach operowych całego świata. Wielu śpiewaków i wiele śpiewaczek operowych wykonywało i wykonuje nadal jego wspaniałe utwory, znakomicie nadające się na różne promenadowe koncerty. Ponadto nazwisko Lehara łączy się z nazwiskiem wybitnego śpiewaka operowego Richarda Taubera, z którym się przyjaźnił i dla którego od 1925 roku pisał tenorowe partie w swoich operetkach. Właśnie dla niego napisał Carewicza, Fryderykę i Krainę uśmiechu.

Bad Ischl jest małym austriackim miasteczkiem w regionie gór, jezior i kopalni soli. Największą atrakcją turystyczną jest tutaj domek myśliwski cesarza Franciszka Józefa I, jego letnia rezydencja - Keiservilla. Jest tu również małe muzeum poświęcone Leharowi, które mieści się w jego domu. Każdego lata w Bad Ischl odbywa się festiwal operetkowy.

Wspomniany wyżej koncert mogłabym w przenośni nazwać wspaniałym bukietem oryginalnych kwiatów wręczonych Leharowi. Z tym, że panowie J. Carreras, P. Domingo i T. Hampson byli “kwiatami właściwymi”, a panie E. Lind i A. Rost, łącznie ze świetnymi Filharmonikami Budapesztańskimi i dyrygentem M. Viottim były świeżymi i ozdobnymi dodatkami do bukietu, natomiast Al Bano Carrisi był kokardką, niezbyt kolorystycznie pasującą do całości. Koncert był pełen wdzięku, uśmiechu i lekkości, tak jak cała twórczość tego wybitnego kompozytora może i lżejszej, ale przecież nie gorszej muzy. Znakomici śpiewacy oraz orkiestra grająca z ogromnym temperamentem wiązanki pieśni Lehara, a także innych kompozytorów operetkowych wywoływali ogromne brawa i aplauz publiczności.

E. Lind zaczęła trochę ze zbyt małym ogniem (być może była to trema pierwszego wykonawcy) śpiewać czardasz Ilony z Cygańskiej miłości - Cymbalklänge (Kiedy skrzypki grają), ale zakończyła go doskonale i z wielkim animuszem, w węgierskim stylu. Następnie A. Rost tęsknie i z uczuciem odśpiewała Pieśń o Rusałce Wilii z Wesołej wdówki. W zupełnie inny nastrój wprowadził nas T. Hampson, który zaraził wszystkich doskonałym humorem, zapraszając swym pięknym barytonem do Maxima (Dann geh’ich zu Maxim), gdzie jego i nas zapewne uroczo witałyby panie o dźwięcznie brzmiących imionach. Możemy się domyślać, że byłby doskonałym i wesołym kompanem jako sympatyczny Daniło w tej wieczornej eskapadzie, po ciężkim dniu pracy. J. Carreras ze swą jedyną wrażliwością i delikatnością wykonał Pieśń o Wołdze z Carewicza. Śpiewał ją zachwycająco i przekonująco mówił w niej o samotności żołnierza stojącego na warcie nad Wołgą, z dala od domu. Pieśń ta dla wielbicieli Carrerasa zabrzmiała dosyć niezwykle, ponieważ dotychczas śpiewał ją po włosku, a nie jak w Bad Ischl w języku niemieckim. E. Lind i T. Hampson wystąpili w świetnym duecie z Księżniczki czardasza E. Kalmana: Tanzen möcht ich (W rytm walczyka serce śpiewa kochaj mnie). A potem wszyscy (z wyjątkiem T. Hampsona) wspaniale wykonali piękny i wzruszający duet z Wesołej wdówki: Lippen schweigen (Usta milczą, dusza śpiewa kocham cię). Pięknym i dźwięcznym sopranem, w tym samym romantycznym nastroju E. Lind odśpiewała pieśń z Ptasznika z Tyrolu K. Zellera: Schenk man mich Rosen im Tirol (Kiedy w Tyrolu róży kwiat). Dalej T. Hampson z wielkim natchnieniem zaśpiewał Komm Zigany (Graj Cyganie) z Hrabiny Maricy E. Kalmana, z dziwnym i niepokojącym, ale pełnym wdzięku tańcem na końcu. A. Rost zapewne nie bez przyczyny frywolnie zapewniała, walcem E-Dur z Giuditty: Meine Lippen sie küssen so heiß (Bo mych ust pocałunek to żar, w moich oczach przedziwny jest czar). Z równie wielkim przekonaniem P. Domingo opowiadał słuchaczom (i rozmarzonym słuchaczkom) o swej bogatej przeszłości erotycznej słowami arii Paganiniego - Gern hab’ich die Frau’n geküßt (Rad jam pocałunki kradł). Niestety, przysłowie: kto mieczem wojuje ten od miecza ginie, potwierdziło się i sam trafił na podobnie zmienną Giudittę, ponieważ wcześniej śpiewał właśnie o niej - Freude, das Leben ist Lebenswer (Bracia uwierzcie mi, warto żyć). W szampańskim nastroju J. Carreras odśpiewał toast z Wesołej wdówki: Wie die Blumen im Lenze znakomicie odtwarzając również poalkoholowe “eepp”. Świetny duet stworzyli A. Rost i T. Hampson zastanawiając się, Kto dał nam klucze do miłości bram (Wer hat die Liebe uns ins Herz gesenkt?), arią z Krainy uśmiechu.

Arię Su Czonga o kwitnącej gałęzi jabłoni rzewnie zaśpiewali wspólnie T. Hampson i J. Carreras (Von Apfelblüten einen Kranz) i z pewnością ta pieśń miłości trafiła do serc wszystkich słuchaczy. A dalej o wzajemnej miłości zapewniali się A. Rost i P. Domingo: Niemand liebt Dich so wie ich (Nikt nie kocha cię jak ja) słowami z Paganiniego, mimo pewnych obaw o swoją stałość w uczuciach. Następnie w duecie Komm in den kleinen Pavillon z Wesołej wdówki bardzo zachęcająco zapraszał J. Carreras dość oporną E. Lind do altanki, obiecując niebiańskie rozkosze, ona jednak dość długo nie chciała się złamać; nawiasem mówiąc zupełnie nie rozumiem tych jej oporów. Zgodnie A. Rost i T. Hampson twierdzili, że Miłość to niebo na ziemi (Liebe, du Himmel auf Erden) arią z Paganiniego, co zresztą na końcu potwierdzili pozostali wykonawcy, tak więc chyba jest to prawdą. Romantyczni jak zwykle panowie T. Hampson i J. Carreras przejmująco wykonali arię z Krainy uśmiechu - Immer nur Lächeln (Uśmiech na ustach na dobre i złe, nikt nie odgadnie, że prawdy są dwie - inna dla siebie i dla świata... lecz obojętna twarz nie zdradzi, o nie), wzbudzjąc współczucie dla Su Czonga i chwilkę melancholijnej zadumy u słuchaczy tego raczej bardzo pogodnego koncertu.

Pieśnią Du bist meine Sonne (Tyś słońcem mym) z Giuditty przekonująco o swojej miłości zapewniali się E. Lind i P. Domingo, ale dołączył się T. Hampson i wyznaniom tym dodało to dwuznaczny posmak, zwłaszcza że po chwili śpiewali również J. Carreras i A. Rost .

A potem panowie z towarzyszeniem pań z ogniem odśpiewali pieśń: Ja das Studium der Weiber ist schwer z Wesołej wdówki (Ach kobiety kto poznać was chce niech na długo zapomni o śnie). Zachwyciło mnie wykonanie przez piątkę znakomitych śpiewaków, romantyczne i niezwykle wzruszające, pieśni. Dein ist mein ganzes Herz (Twoim jest serce me…) - niestety, na samym końcu tego pięknego koncertu. Ta wspaniała aria z Krainy uśmiechu była ukoronowaniem niezwykłego koncertu, który mogę oglądać dzięki przyjaciołom z “Trubadura“ z kasety VHS, wciąż żałując, że nie obejrzałam go na żywo w Bad Ischl.

A potem z przyjemnością przypomniałam sobie doskonałe polskie wykonania tych świetnych leharowskich utworów, z moich starych winylowych płyt. A więc kapitalnych panów: W. Ochmana, B. Paprockiego, K. Pustelaka, R. Tarasewicza, M. Wojnickiego i R. Wojtkowskiego, a także równie doskonałych pań: A. Bolechowskiej, L. Kłobuckiej, A. Kossakowskiej, B. Nieman, W. Polańskiej i E. Ryl-Górskiej. Przypomniałam sobie również (niestety już bez płyty) znakomitego śpiewaka z mojej poznańskiej operetki - J. Golferta, którego wielkie poczucie humoru, głos i temperament zachwycały mnie już w dzieciństwie, m.in. w Wesołej wdówce.

I nagle zapragnęłam znaleźć się w moim poznańskim Teatrze Muzycznym na spektaklu operetkowym, który być może nie wywoła u mnie wielkich wzruszeń i nie skłoni do głębokich przemyśleń, ale z pewnością wprowadzi mnie w doskonały nastrój i świetny humor.

Aleksandra Toczko