Trubadur 2(19)/2001 Strona główna

Profesjonalistka
Recital Barbary Hendricks w Operze Narodowej

Jako piąta z kolei w cyklu Wielkie Damy Światowej Sceny Operowej wystąpiła w warszawskim Teatrze Wielkim amerykańsko-szwedzka sopranistka Barbara Hendricks. Kilka dni wcześniej śpiewała w Teatrze Wielkim w Łodzi, pamiętamy też ją z niedawnego recitalu w operze warszawskiej (zob. Trubadur 4(5)/1997). Wydrukowany na afiszach program nie nastrajał mnie optymistycznie, pieśni Brahmsa nie lubię, pieśni Wolfa nie lubię jeszcze bardziej; cieszyłem się natomiast na utwory Francisa Poulenca i Richarda Straussa.

Artystka przygotowała imponujący program: po 11 (!) pieśni Wolfa i Brahmsa, kilka pieśni Poulenca oraz słynne Cztery pieśni Straussa – łącznie z czterema bisami Hendricks śpiewała prawie dwie i pół godziny (nie licząc przerwy)! I przez cały ten czas głos śpiewaczki zachowywał tę samą jakość, brak było jakichkolwiek oznak zmęczenia – Barbara Hendricks jest widocznie pewna swoich możliwości i na koniec zachowała niezwykle trudne utwory Straussa. Mój podziw dla artystki rósł z utworu na utwór, Brahms nie był nudny, nawet Wolfa słuchałem z uwagą i w napięciu. Śpiewaczka zna doskonale walory i ograniczenia swojego głosu, którego nigdy nie forsuje, ale też nie oszczędza. Na estradzie jest skupiona i skoncentrowana (nie wytrąciły jej z równowagi ani czterokrotnie odzywające się telefony komórkowe, ani dosyć głośno dobiegające dźwięki – próba orkiestry?, premiera odbywającego się na Sali Młynarskiego warsztatu choreograficznego Tylko raz w życiu?), zachowuje się bezpretensjonalnie, bez cienia minoderii i gwiazdorstwa. Jestem też pełen szacunku dla repertuaru, jaki opracowała, był on konsekwentny i logiczny, nie usiłowała rozruszać publiczności jakimiś ariami operowymi czy popularnymi pieśniami. Repertuar ten nie okazał się nużący, a publiczność zmusiła śpiewaczkę do czterech bisów. Z recitalu szczególnie zapamiętałem zaśpiewaną pięknym, skupionym głosem pieśń Hugo Wolfa Schlafendes Jesuskind; prawdziwą żarliwą modlitwę w Ave Maria Schuberta, w której artystka zaprezentowała subtelne pianissima docierające bez najmniejszego problemu do całej widowni; wykonany w sposób niezwykle intensywny cykl Straussa, w którym Hendricks imponowała nie tylko wciąż świetną formą wokalną, lecz przede wszystkim wzruszającą interpretacją.

Barbara Hendricks udowodniła w Warszawie, że jest prawdziwą profesjonalistką, która nie uznaje w sztuce kompromisów, która oferuje publiczności trudny repertuar i nie usiłuje jej kupić tanimi chwytami, która zna doskonale swój głos i swoje możliwości, która pewne zmiany w urodzie głosu, spowodowane dość długą karierą, potrafi zrekompensować niezwykłą muzykalnością, która wreszcie potrafi śpiewać – trudna (?) akustyka widowni Teatru Wielkiego zupełnie jej nie przeszkadzała. Koncert Barbary Hendricks dostarczył mi o wiele więcej wrażeń i wzruszeń, niż się spodziewałem, artystka potrafiła także przekonać mnie do repertuaru, za którym po prostu nie przepadam.

Krzysztof Skwierczyński