Trubadur 2(19)/2001 (Dodatek Moniuszkowski) Strona główna

Chętnie przyjadę do Warszawy ponownie
Rozmowa z Sergio Segalinim

“Trubadur“: Jest Pan członkiem jury Konkursu Moniuszkowskiego już po raz drugi. Jakie są Pana wrażenia po obecnej edycji, czy dostrzega Pan jakieś różnice w porównaniu z konkursem sprzed 3 lat?

– Sergio Segalini: Wrażenia mam bardzo zbliżone. Przede wszystkim jest to konkurs bardzo, bardzo trudny i w pewnym sensie bardzo polski. Mam na myśli fakt, że przed młodymi śpiewakami z Włoch, Francji i innych krajów zachodnich konkurs stawia zbyt duże wymagania. Obecna młodzież śpiewacza jest niestety bardzo leniwa, uczy się na studiach kilku popisowych arii z obiegowego repertuaru, nie ma ani ochoty, ani motywacji, żeby odkrywać dla siebie pieśni i arie mniej znane. A konkurs warszawski jest bardzo wymagający, jego uczestnicy muszą długo i solidnie się do niego przygotowywać; jak już wspomniałem, śpiewacy współcześni nie lubią się przepracowywać. Z tego powodu konkurs zawsze będzie zdominowany przez polskich uczestników. Moje wrażenia z Warszawy są po raz kolejny bardzo, bardzo pozytywne. Przede wszystkim jest to konkurs bardzo różniący się od tych, do których jestem zwykle zapraszany do jury, jest to konkurs jedyny w swoim rodzaju. Nie ukrywam, że jednym z głównych powodów, dla których po raz drugi przyjechałem do Warszawy, jest osoba niestrudzonej Marii Fołtyn. Jest ona na świecie bardzo szanowana, może więc zapraszać do jury takie osobowości, jak Leyla Gencer. Także od strony organizacyjnej konkurs jest świetnie przygotowany, jurorzy mają doskonałe warunki pracy; ze strony Biura Konkursu oraz dyrekcji Teatru Wielkiego spotyka nas wiele uprzejmości i życzliwości. Pięknie została wydana książka konkursowa, rzadko na innych konkursach spotyka się tak starannie opracowane publikacje. Jest to więc konkurs bardzo profesjonalnie zorganizowany, a w dodatku jego dyrektorem artystycznym jest wspaniała osobowość – Maria Fołtyn. Chętnie przyjadę do Warszawy ponownie.

Jak Pan ocenia poziom uczestników konkursu?

Był to poziom zbliżony do tego sprzed trzech lat, zresztą tzw. poziom ogólny uczestników jest podobny na wszystkich niemal konkursach wokalnych na świecie. Przede wszystkim pojawili się uczestnicy – co obserwuję także biorąc udział w jury w innych miastach – obdarzeni przez naturę pięknymi głosami, ale którzy jeszcze niewystarczająco długo i dobrze nad tymi głosami pracowali. W tym roku byłem natomiast zdziwiony, że do Warszawy przybyło aż tylu uczestników bardzo młodych, nawet zbyt młodych. Byli to śpiewacy w wieku 19-22 lat, w dodatku obdarzeni głosami niskimi (basy, barytony, mezzosprany), a głosy takie wymagają dłuższego okresu dojrzewania. Była to młodzież naprawdę posiadająca świetne warunki wokalne, ale istnieje niebezpieczeństwo, że zanim ich głosy dojrzeją, mogą ulec zniszczeniu.

Wielu z nich ma chyba głosy raczej postawione z natury, nie jest to jeszcze efekt ich pracy?

Tak jest z pewnością. Śpiewacy ci wyrządzają sobie ogromną krzywdę, ponieważ nie pozwalają, aby ich głosy okrzepły w sposób naturalny. Jest to dla nich bardzo niebezpieczne. Często zrywamy niedojrzałe owoce i pozwalamy, aby one doszły np. na parapecie. Taki owoc jakoś tam dojrzeje, ale nigdy nie będzie smakował jak dojrzała brzoskwinia zerwana prosto z drzewa.

W czasie poprzedniej edycji konkursu oglądał Pan na scenie Teatru Wielkiego m.in. przedstawienie Halki. W tym roku w czasie inauguracji widział Pan Straszny dwór. Jakie są Pana odczucia po obejrzeniu tego spektaklu?

Straszny dwór jest według mnie pod pewnymi względami piękniejszy od Halki, pod innymi zaś Halka bardziej mi się podoba. Przede wszystkim Halka jest dziełem lepiej skonstruowanym pod względem dramatycznym, ta konstrukcja jest bardziej interesująca i kompletna. Halka jest z całą pewnością operą międzynarodową. Natomiast Straszny dwór jest według mnie piękniejszy pod względem muzycznym, są w nim przepiękne arie i ansamble. Jednak jest to z pewnością opera bardzo narodowa, bardzo polska. Wykonanie Strasznego dworu pod względem muzycznym było według mnie perfekcyjne, orkiestra pod batutą Jacka Kaspszyka brzmiała przepięknie. Nawet jeśli nie wszyscy wykonawcy byli bardzo dobrzy, to słychać jednak było, że razem z orkiestrą oddychają muzyką Moniuszki! Szczególnie podobali mi się zaś Stefania Toczyska w partii Cześnikowej oraz Adam Kruszewski jako Miecznik. Mam mieszane uczucia, jeśli idzie o inscenizację, a zwłaszcza scenografię. Żyjemy w XXI w., a stylistyka tej inscenizacji była dziewiętnastowieczna. Stylistyka taka byłaby dla mnie trudna do zaakceptowania, gdybyśmy mieli do czynienia z dziełem z tzw. repertuaru światowego. Natomiast Straszny dwór, jako opera narodowa i związana z polską tradycją, przeszłością, może być z pewnością wystawiana także w taki sposób. Wiem, że w waszym teatrze pokazywane są także inscenizacje bardzo nowoczesne, wręcz eksperymentatorskie – to jest z pewnością bardzo dobra droga, opera żyje i jej środki inscenizacyjne także powinny się rozwijać, zmieniać, powinno się każdą operę odkrywać na nowo.

Jest Pan szefem prestiżowego pisma operowego, dyrektorem artystycznym festiwalu w Martina Franca, a także dyrektorem muzycznym Accademia d’Arte Lirica e Corale w Osimo. Czy akademia ta jest otwarta także dla młodych śpiewaków z Polski?

Oczywiście. Generalnie niemal wszyscy uczestnicy konkursu, a więc także Polacy, nie są przygotowani ani od strony muzycznej, ani stylistycznej i interpretacyjnej do wykonywania repertuaru włoskiego czy francuskiego. Jeśli ci młodzi Polacy chcą śpiewać na renomowanych scenach zagranicznych, muszą dużo jeszcze pracować, zwłaszcza nad stroną interpretacyjną i stylistyczną. Istnieje w Europie wiele akademii śpiewu, które proponują młodym wokalistom doskonalenie ich umiejętności. Nauka w mojej akademii trwa dwa lata, zajęcia odbywają się od listopada do czerwca, skupiamy się nad doskonaleniem tzw. stylu włoskiego, lecz także pracujemy nad repertuarem francuskim i niemieckim. Bowiem wielu z polskich śpiewaków nie miałoby w tej chwili najmniejszych szans na występy we Włoszech, ponieważ śpiewają fatalnie po włosku i nie bardzo rozumieją, że styl oper polskich i rosyjskich jest zupełnie inny, niż styl dzieł Verdiego czy Pucciniego. Nauka w akademii w Osimo jest całkowicie bezpłatna, nie zwracamy też uwagi na paszport kandydata. W czerwcu, gdy kończą się zajęcia, rozpoczyna się festiwal operowy w Martina Franca, dokąd zabieram najlepszych uczestników akademii, często są to ich debiuty w poważnym teatrze operowym. Wszystkie spektakle festiwalu wydawane są na płytach, zapewniamy więc niektórym młodym artystom także debiut fonograficzny. Zapraszam więc do Osimo! [informacje o Accademia d’Arte Lirica e Corale w dziale Varia Trubadura – Red.]

Dziękujemy serdecznie za rozmowę.

Serdecznie dziękuję za ponowne zaproszenie do rozmowy. Uważnie przeglądam wasze pismo [dzięki Katarzynie Walkowskiej i Annie Kijak istnieje angielska wersja naszego pisma – Red.] i uważam za zjawisko niezwykle pozytywne i optymistyczne, że taki klub istnieje, że skupia tak fantastycznych ludzi. Jesteście pełni pasji i miłości do opery, macie odwagę, żeby robić i mówić otwarcie pewne rzeczy. Brawo! Wiecie doskonale, że w świecie opery nie wszystko idzie tak, jak iść powinno. Miejmy nadzieję, że jutro będzie słoneczny dzień, miejmy nadzieję, że także dla opery zaświeci słońce.

Rozmawiali Tomasz Pasternak, Krzysztof Skwierczyński