Trubadur 3(20)/2001 Strona główna

Makbet w plenerze

24.06.2001 w Starym Browarze w Poznaniu odbyła się premiera Makbeta G. Verdiego. I po raz kolejny wyszłam oczarowana pomysłami inscenizacyjnymi i głosami śpiewaków oraz ich sceniczną grą. Czułabym się prawie tak, jak w Weronie wychodząc z przedstawienia na świeżym powietrzu o godzinie 2 w nocy, gdyby nie to, że było bardzo zimno (dobrze, że podczas przerwy uraczono widzów winkiem). W Weronie jest jednak znacznie cieplej.

To przedstawienie szekspirowsko-verdiowskie świetnie pokazuje istnienie świata realnego i prawdziwego, obok świata czarodziejskiego i nierealnego. Znakomicie to ukazał reżyser Krzysztof Jasiński za pomocą dekoracji Piotra Sobańskiego, kostiumów Ryszarda Kai i choreografii Emila Wesołowskiego. Świetnie zabrzmiała orkiestra pod dyrekcją Andrzeja Straszyńskiego. Niesamowite wrażenie robiły wiedźmy, a także zjawy i anioły zsuwające się z dachu oraz wspaniały balet. Odpowiedniego nastroju dodawały basen – kocioł początkowo z wodą, następnie buchający parą i różne inne atrakcyjne efekty specjalne, m.in. snujące się opary, kolorowe światła i wybuchy.

Jak zwykle doskonale zaprezentował się chór prowadzony przez Jolantę Dotę-Komorowską. Głównymi bohaterami tego przedstawieni byli jednak młodzi, sensacyjni, wielce obiecujący śpiewacy, kreujący główne role. Makbeta świetnie zagrał Nikola Mijailovic, 28-letni jugosłowiański baryton, kształcony w Belgradzie, Wiedniu, Filadelfii i Santa Barbara. Jest to bardzo przystojny mężczyzna, świetnie przygotowany muzycznie i aktorsko. W I akcie rozśmieszył mnie trochę przyklejony zbyt nisko na czole mikrofon, który wyglądał jak jakiś monstrualny pryszcz. Makbet w tym przedstawieniu nie był tylko marionetką w rękach zbrodniczej żony, on także pragnął władzy, a potem żałował za grzechy, przecież to jego sumienie stworzyło zjawy i duchy ofiar.

W lustrze widzę nieskończony sznur / Następnych... i następnych... (...)
Banko / Z włosami zlepionymi krwią / Drwi ze mnie!
Palcem wskazuje ich wszystkich / Czy tak?!
A więc to prawda? / Powiedzcie mi!

Fantastyczną lady Makbet była piękna Gruzinka – Nana Kavtarashvili (cudowny sopran dramatyczny), która kształciła się w Tbilisi, Busseto (pod kierunkiem Carlo Bergonziego) oraz w Sienie i Parmie. Dysponowała silnym, doskonałym głosem, równie pięknym w piano i forte, w wysokich i niskich tonach. Wspaniale umiała oddać głosem i grą aktorską dramatyzm tej postaci, jej żądzę władzy, a potem żal z powodu popełnionych zbrodni i swoją ostateczną klęskę – szaleństwo.

Państwo Makbet, mimo świata zjaw, są bardzo prawdziwi. W tak znakomitym wykonaniu zaczyna się żałować morderców, którzy stoczyli się, pragnąc władzy; ci ludzie przecież byli bardzo lubiani, mieli mnóstwo przyjaciół. W pogoni za władzą absolutną zatracili także swą miłość. Nie umieli przewidzieć, że jedno morderstwo pociąga za sobą drugie, tak jak i każdy zły czyn powoduje następny, w sytuacji bez wyjścia musieli więc zabijać, zabijać, zabijać, aż w końcu jedno z nich nie wytrzymało napięcia, presji swojego sumienia – Lady Makbet ogarnęło szaleństwo.

Precz plamo przeklęta! / Precz mówię! (...)
Któż by pomyślał... tyle krwi... / w takim starcu... (...)
Na Boga! / Czy te ohydne ręce / Już nigdy nie będą czyste?! (...)
Ciągle ta krew, / Ten zapach / Krwi... / Perfumy wschodu
Nie zdołają zagłuszyć woni moich rąk... / O... o... o!...

Bardzo interesująco wyjaśnia sprawę małżeństwa Makbetów tłumacz Szekspira Jerzy S. Sito. Uważa on, że w swojej miłości i wzajemnej czułości dotarli już do najgłębszego związku, jaki wiąże ludzi. Nie muszą już sobie nic wyjaśniać, rozumieją się bez słów, rozmawiają ze sobą myślami, żyjąc w swoim wewnętrznym świecie. Dlatego ich dialog rwie się i jest jakby niespójny. Gdy mordują po raz pierwszy, kontaktują się ze światem zewnętrznym, którego nie rozumieją, żyjąc dotąd poza nim i ponad nim, nie rozumieją norm i prawideł w nim obowiązujących, jego moralności. Nie umieją się przed nim bronić, więc ostatecznie on ich zabija. Makbet zresztą fatalistycznie wierzy w przeznaczenie, którego nie można zmienić, życie przędzione przez Parki. Dla Makbeta żona umarła już w chwili pierwszego morderstwa. Cały tragizm ich sytuacji i właściwie każdego człowieka na Ziemi znakomicie oddają słowa poety:

Jutro / i jutro / i jutro... / ono się skrada drobnymi kroczkami,
dzień po dniu, / aż do ostatniej głoski / zapisanego czasu.
A nasze dni wczorajsze / to ledwie światełka,
które nam, głupcom, wskazywały drogę / ku śmierci.
Zgaśnij, / zgaśnij już, ogarku. / Życie jest cieniem błądzącym;
Lichym aktorem, / Który przez godzinę miota się dumnie / po scenie,
schodzi – / – i nikt go już nie usłyszy, / jest opowieścią idioty, / pełną furii
i krzyku, który nie znaczy / nic...

A po nadzwyczajnym przedstawieniu w Starym Browarze bardzo jestem ciekawa, jak ta znakomita opera-dramat (czy w tej samej, czy w zmienionej inscenizacji?), zostanie wykonana na deskach teatru, z polskimi, z pewnością także znakomitymi śpiewakami, jednocześnie aktorami.

(Cytaty pochodzą z Makbeta W. Szekspira w tłumaczeniu Jerzego S. Sito. Wydawnictwo KWE Sp. z. o. o. Warszawa 2000)

Aleksandra Toczko