Trubadur 3(28)/2003 Strona główna

Juan Diego Florez we Wrocławiu

Już po raz drugi w tym roku okazało się, że Wrocław jest miastem bardziej operatywnym od Warszawy i bardziej dba o melomanów. Kilka miesięcy temu wystąpiła tam Renée Fleming, teraz z pierwszym, i jedynym, recitalem w Polsce wystąpił w Filharmonii Wrocławskiej Juan Diego Flórez. Flórez wprawdzie rok temu odwiedził Polskę, ale wystąpił tylko w Stabat Mater Rossiniego podczas gościnnych występów La Scali w poznańskim Teatrze Wielkim (zob. Trubadur 1(22)/2002). Wielka szkoda, że ani Filharmonia Narodowa, ani Teatr Wielki – Opera Narodowa nie skorzystały z tak wyjątkowej okazji, żeby zaprosić artystę także do Warszawy. Zwłaszcza, że szybko się taka możliwość pewnie nie powtórzy.

Juan Diego Flórez jest w tej chwili jednym z najbardziej “rozrywanych” śpiewaków świata. Jego międzynarodowa kariera rozpoczęła się w 1996 roku w Pesaro, gdzie był obsadzony w niewielkiej roli w operze Mathilda di Shabran. Traf chciał, że tydzień przed premierą rozchorował się Bruce Ford, który miał śpiewać główną partię tenorową. Matylda jest jedną z dłuższych oper Rossiniego, tenor wprawdzie nie ma żadnej popisowej arii, jednak praktycznie nie schodzi ze sceny, śpiewając bardzo rozbudowane duety, sceny i kilometrowe ansamble. Rozpoczęły się rozpaczliwe poszukiwania, gdy ktoś z zespołu zaproponował Flóreza. Debiut wypadł nadzwyczaj pomyślnie (zachowało się rewelacyjne nagranie z tego występu) i mniej więcej od tej pory Flórez pojawia się na praktycznie wszystkich scenach operowych świata, regularnie występuje w Wiedniu, Metropolitan, Covent Garden, La Scali, Monachium, Paryżu. Ma już w repertuarze kilkadziesiąt ról w operach Rossiniego (Księcia w Kopciuszku, Hrabiego w Cyruliku, wspomnianego już Corradina w Mathilde di Shabran, Libenskoffa w Podróży do Reims, Giacoma w Dziewicy z jeziora, Idrena w Semiramidzie, Hrabiego Ory), Belliniego (Tebalda w Capuleti e Montecchi), Donizettiego (Tonia w Córce pułku, Nemorina)... Nagrywa dla Dekki, ukazały się już dwie jego płyty recitalowe. Jest więc gwiazdą pierwszej wielkości, a do jego atutów, oprócz niezwykle sprawnego i pięknego głosu, należy z pewnością przekonująca gra aktorska. Ma dopiero 31 lat, pochodzi z Peru, pozostaje pod opieką wokalną i menedżerską słynnego śpiewaka Ernesta Pallacio.

Miałem szczęście słyszeć już kilka razy Flóreza na żywo, były to występy w spektaklach operowych, po raz pierwszy mogłem posłuchać jego występu solowego. Na pierwszą część recitalu artysta przygotował 4 wielkie arie Rossiniego: cavatinę Gianneta ze Sroki złodziejki, arię Rodriga z Otella, arię Florvilla z Signora Bruschino oraz arię Księcia z Kopciuszka. W każdej z nich Flórez zaprezentował wielką siłę wyrazu, ekwilibrystykę wokalną, oszałamiające koloratury i ozdobniki, a do tego wzruszającą interpretację. Trudność śpiewania Rossiniego polega nie tylko na niesamowitej ornamentyce wokalnej, arie te są przecież naprawdę bardzo trudne, lecz przede wszystkim na umiejętności zbudowania pewnego rodzaju nastroju, żeby słuchacz nie miał do czynienia jedynie z popisem cyrkowym. Sztuka ta udała się Flórezowi doskonale.

W drugiej części recitalu artysta zaśpiewał arię Tebalda z Capuletti e Montecchi Belliniego, słynny romans Nemorina oraz karkołomną arię Tonia z Córki pułku z kilkoma wysokimi c. Chyba tylko Flórez potrafi obecnie tak swobodnie śpiewać Tonia i tak wzruszać w Una furtiva lagrima. Na bis artysta zaprezentował... rondo z Kopciuszka, czyli pomijaną często arię Hrabiego z Cyrulika sewilskiego oraz Granadę.

Flórez dysponuje bardzo specyficznym typem głosu, który określa się mianem tenore di grazia. Nie jest to może wielki, oszałamiający bogactwem głos, jednak świetna emisja i właściwie zwierzęca wręcz intuicja sprawiają, że jest jedyny w swoim rodzaju. Na żywo brzmi znacznie lepiej niż w studiu, dopiero podczas kontaktu z publicznością śpiew Flóreza staje się pełniejszy, bardziej plastyczny, po prostu ciekawszy. Mimo że obie jego płyty są doskonałe, artysta pełnię swojej sztuki prezentuje dopiero na żywo, dodając śpiewanym przez siebie utworom blasku. Słuchałem go z zapartym tchem, zwłaszcza, że artysta nie powtarza interpretacji znanej z płyt, frazuje i buduje ozdobniki trochę inaczej, niż w studiu. Był to wspaniały występ, i mogę o nim pisać jedynie w superlatywach! I nie jest ważne to, że orkiestra Filharmonii Wrocławskiej, mimo że muzycy z pewnością bardzo się starali, nie zawsze dorównywała poziomem Flórezowi, nie zawsze wszystkie sekcje brzmiały równo, a niektóre dźwięki dętych blaszanych były wręcz nie do słuchania. Niemniej jednak dyrygent Riccardo Frizza potrafił zdyscyplinować wrocławskich filharmoników, proponując śpiewne tempa i wyważoną dynamikę. Frizza, który specjalizuje się w muzyce włoskiego belcanta, często partneruje Flórezowi na estradzie.

Bardzo żałuję, że Flórez zaśpiewał w Polsce tylko raz, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, pomimo napiętych terminów, chętnie odwiedzi Polskę, być może pamiętając oszałamiającą owację, jaką zgotowała mu wrocławska publiczność.

Tomasz Pasternak