Trubadur 3(28)/2003 Strona główna

Straszne panowanie Ubu w Operze Narodowej

Inauguracja sezonu 2003/2004 w Operze Narodowej zbiegła się z jubileuszem 70-lecia urodzin i 50-lecia pracy twórczej Krzysztofa Pendereckiego. Dwa pierwsze wieczory wypełniły występy China Philharmonic Orchestra, z którą to orkiestrą kompozytor współpracuje, kulminacją obchodów była warszawska premiera opery Ubu Rex. Jest to czwarte dzieło operowe Krzysztofa Pendereckiego (trzy poprzednie to Diabły z Loudun, Raj utracony i Czarna maska) i, jak dotychczas, jedyna opera komiczna. Kompozytor jest również współautorem, razem z Jerzym Jarockim, niemieckiego libretta opartego na sztuce Alfreda Jarry’ego Król Ubu (pełny tytuł Król Ubu albo Polacy), napisanej ponad 100 lat temu. Dwuaktowe dzieło z prologiem i epilogiem powstało na zamówienie Bayerische Staatsoper w Monachium i światowa premiera odbyła się na tej scenie w czerwcu 1991 roku. Premierą polską był spektakl w Łodzi w listopadzie 1993 roku i również w listopadzie 1993 roku, w 60-lecie urodzin kompozytora, na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego zespół Opery Krakowskiej przedstawił operę z polskim tytułem Ubu Król w reżyserii Krzysztofa Nazara. Reżyser obecnego spektaklu Krzysztof Warlikowski postawił na aktorstwo, czemu sprostali śpiewacy operowi. Autorką scenografii jest Małgorzata Szczęśniak.

Głównym tematem dzieła jest nieograniczona żądza władzy, którą warto zdobyć za wszelką cenę, choćby po trupach. W tym sensie podtytuł abstrakcyjnego dramatu, który rozgrywa się “w Polsce, czyli nigdzie” można byłoby strawestować na “w Polsce, czyli wszędzie”, bowiem władza kusi wszędzie i zawsze. Gorzej, gdy do władzy dochodzi ignorant i cham, wraz ze swymi prostackimi przyzwyczajeniami i prymitywnym otoczeniem i, choć to opera komiczna, to bohaterowie budzą strach. Dla Matki Ubu, która, jak lady Makbet, namawia Ojca Ubu do popełnienia mordu dla osiągnięcia władzy, synonimem tej władzy jest dostatek “krwawej kiszki”. Potem w parlamencie można podnieść podatki i zabrać je dla siebie. To, co słyszymy i obserwujemy na scenie, nie budzi najmniejszej wątpliwości, gdzie i kiedy toczy się akcja, to już nie są aluzje, ale czytelne przesłanie autorów libretta i realizatorów dzieła. Jerzy Jarocki dla nowej premiery dokonał przekładu tekstu, który odpowiada naszej rzeczywistości. Tekst ten, często rubaszny, zawiera nie tylko hasłowe “grówno”, ale również “nerwiki w oczach” i często wymieniany “owies”. W kolejnych scenach, które płynnie zmieniają się przy otwartej kurtynie, pojawia się galeria postaci, które charakteryzują nieciekawe cechy tak typowe dla znacznej części naszego społeczeństwa. Można długo wymieniać: prostactwo, pijaństwo i obżarstwo – te dziwne i koniecznie tłuste potrawy serwowane przez Ubicę ubraną w piżamę i szlafrok, chamstwo – kompani państwa Ubu to Siedmiu Chamów w dresach, służalczość wobec nowej władzy, hipokryzja i bigoteria – plan królobójstwa i przysięga przed kiczowatym “świętym obrazem” oraz dostojnicy kościelni aprobujący biernie barbarzyńskie poczynania Ubu w parlamencie, proamerykański snobizm – parady z trębaczami w białych getrach i panienkami machającymi biało-czerwonymi pomponami. Nie brak również odniesień do naszej historii i ruchów narodowowyzwoleńczych oraz niemocy legalnej władzy – król, który ze swym dworem zajmuje się głównie hodowlą pszczół i degustacją miodu.

Bogactwo tematów, zmieniające się plany akcji i mnogość groteskowych postaci w libretcie współautorstwa Krzysztofa Pendereckiego wymagało od Krzysztofa Pendereckiego – kompozytora równie zróżnicowanej muzyki. Można określić, że jest to muzyka eklektyczna, w której wymieszano różne style, co jednak daje ogólne wrażenie jednolitości. Poszczególne sceny zostały scharakteryzowane różnorodnymi motywami muzycznymi. Niektóre z nich od razu określają akcję sceniczną, jak np. polonez na dworze królewskim, fanfary towarzyszące wejściu posła, kapitalny duet basów w dumie rosyjskiej czy chór żołnierzy w wojnie polsko-rosyjskiej przypominający brzmienie Chóru im. Aleksandrowa (kto jeszcze o nim pamięta?). Po to, aby zapamiętać wszystkie fragmenty bogatej akcji scenicznej i “dopasować” do nich poszczególne motywy muzyczne warto jeszcze raz zobaczyć operę. Również zachęca do tego wykonanie, przede wszystkim znakomicie grająca orkiestra Opery Narodowej prowadzona przez dyrektora Jacka Kaspszyka. Brzmiała naprawdę wspaniale, szczególnie zapamiętałam fragmenty grane przez trąbki, grupę wiolonczel i ciekawe solo na pile. Spośród solistów zachwyciła mnie Anna Lubańska w wokalnie trudnej partii Matki Ubu. Bardzo lubię i cenię tę śpiewaczkę za piękny głos i wielką kulturę muzyczną, a jako Ubica zaprezentowała również duży talent aktorski. Towarzyszył jej Paweł Wunder, bardzo dobry w roli Ojca Ubu. W partii królowej Rozamundy wystąpiła Izabella Kłosińska, śpiewająca jak zwykle doskonale. Jej małżonkiem, królem Wacławem był Józef Frakstein. Chcę jeszcze wymienić dwóch śpiewaków, w rolach cara – Mieczysława Miluna, i carycy - śpiewającego basem Rafała Siwka, który zaprezentował poza, jak zawsze, pięknym głosem także talent aktora dramatycznego i sylwetkę modelki. Spośród realizatorów pragnę wymienić kierownika chóru Bogdana Golę, gdyż zawsze zadziwia mnie efekt pracy tego wspaniałego i skromnego artysty. Podobało mi się oświetlenie sceny przygotowane przez gościa z Izraela Felice Ross, która po raz kolejny pracowała w operze warszawskiej.

Nie widziałam poprzednich realizacji Ubu Króla, które może były bardziej groteskowe i zabawne. Spektakl warszawski nie śmieszy, a raczej przeraża skutkami, gdy prostak sięga po najwyższą władzę, a ogłupiałe społeczeństwo akceptuje go albo wręcz popiera. Chciałabym jednak oglądać to tylko na scenie.

Barbara Pardo