Trubadur 1(30)/2004 Strona główna

Alice Coote, mezzosopran

Alice Coote, Barbara BoonneyPolecanie lub, jak kto woli, reklamowanie śpiewaków, zwłaszcza tzw. młodych zdolnych nie jest wcale łatwym zadaniem. Promocja jest młodym artystom jak najbardziej potrzebna, bo przecież od tego, czy zostaną “zauważeni”, zależy ich kariera. Z drugiej jednak strony, nachalna reklama może przynieść więcej szkody niż pożytku – publiczność i krytycy zaczynają oczekiwać zbyt wiele, a śpiewacy nie wytrzymują presji. Na szczęście są jeszcze artyści (i menadżerowie!) którzy zachowują zdrowy rozsądek i nie pozwalają na bezsensowne przyspieszanie dobrze zapowiadającej się kariery sztucznie rozdmuchaną reklamą.

Do takich artystów należy niewątpliwie Alice Coote, 34-letnia angielska mezzosopranistka, którą znawcy coraz częściej i głośniej wymieniają w gronie najlepszych śpiewaczek młodego pokolenia, choć nie jest ona bynajmniej bohaterką intensywnych działań marketingowych jakiejś wielkiej firmy płytowej. Nie znaczy to, że Coote nie udziela wywiadów, nie nagrywa, nie występuje na prestiżowych scenach. Wywiadów, prestiżowych występów, nagrań w jej życiorysie bynajmniej nie brakuje, ale jak dotychczas artystka zachowuje godny pochwały umiar – nie rzucała się nigdy od razu na wielkie role czy wielkie sceny, tylko doskonaliła swój warsztat i budowała solidny repertuar, śpiewając swoje pierwsze duże partie z dala od najsławniejszych teatrów i oswajając się z wielkimi scenami występami w rolach drugoplanowych. Efekt? Ciekawy repertuar (nie tylko operowy, ale, co warto podkreślić, również pieśniarski i oratoryjny), imponująca dojrzałość artystyczna i coraz większe zachwyty krytyków.

Pochodząca z hrabstwa Cheshire śpiewaczka rozpoczęła swoją muzyczną edukację w Guildhall School of Music w Londynie. Jak sama wyznaje, w Londynie czuła się fatalnie; uczelnia była dla niej betonowym bunkrem, który wpędzał ją w depresję, i zagubiona Alice Coote wróciła do domu przed ukończeniem studiów. Miłość do śpiewu nie pozwoliła jej jednak na porzucenie muzyki i młoda śpiewaczka kontynuowała edukację w Royal Northern College of Music w znajdującym się niedaleko rodzinnych stron Manchesterze, choć jej kariera stała przez jakiś czas pod znakiem zapytania z powodu ogromnych i nieustających kłopotów z gardłem. Na szczęście, co sama nieustannie podkreśla, spotkała na swej drodze Brigitte Fassbaender, niegdyś również cenioną mezzosopranistkę, która, dostrzegając talent młodszej koleżanki, zaopiekowała się nią, znalazła odpowiedniego lekarza i zapłaciła za niezbędną operację. Operacja się udała, Alice Coote pomyślnie dokończyła studia i po kilku występach w niewielkich rólkach, już znacznie pewniejsza siebie, wróciła do Londynu, gdzie została przyjęta do National Opera Studio, które prowadzi swoiste studia podyplomowe dla młodych śpiewaków. Obiecująca kariera znowu zawisła na włosku, gdy Alice Coote uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu, z którego cudem uszła z życiem. Jednak po kilku miesiącach powróciła do zdrowia, pokonała ogromny uraz psychiczny i już bez takich wielkich przeszkód mogła poświęcić się śpiewowi.

Swoje pierwsze szlify zdobywała w Opera North w Leeds, gdzie publiczność i krytycy zachwycali się jej Penelopą (Powrót Ulissesa Monteverdiego), Dorabellą (Cosi fan tutte), Cherubinem (Wesele Figara), Tamirim (Il re pastore Mozarta) i Zenobią (Radamisto Händla). Szybko zainteresowały się nią inne teatry zarówno w kraju (English National Opera w Londynie), jak za granicą (we Francji, Niemczech, Holandii i USA), a w jej repertuarze pojawiły się kolejne role: Ruggiero (Alcina Händla), Meg Page (Falstaff Verdiego), Ariodante (Ariodante Händla), Jaś (Jaś i Małgosia Humperdincka), Lukrecja (Gwałt na Lukrecji Brittena), Orfeusz Glucka, Poppea (Koronacja Poppei Monteverdiego). W 2001 r. Alice Coote zadebiutowała na Festiwalu w Salzburgu niewielką rolą Driady w Ariadnie na Naxos Straussa. Rolę tę powtórzyła w następnym roku w Covent Garden, w swojej pierwsze pełnej operze w tym teatrze (kilka miesięcy wcześniej zadebiutowała bowiem w Królewskiej Operze w II akcie Wesela Figara podczas Gali Pożegnalnej Bernarda Haitinka). Warto zauważyć, że jej następny występ w Covent Garden, w październiku 2003 r. był już występem w roli głównej – Alice Coote wcieliła się w tytułowego bohatera Händlowskiego Orlanda. Najbliższe plany śpiewaczki obejmują Kompozytora (Ariadna na Naxos) i Oktawiana (Kawaler srebrnej róży), Orłowskiego (Zemsta nietoperza), Dydonę (Trojanie Berlioza) oraz kolejne role Händlowskie: Rinalda, Andronica (Tamerlano) i Sesta (Juliusz Cezar).

Jak już wspomniałam, repertuar młodej artystki nie ogranicza się tylko do opery. Bardzo znaczną jego część zajmują pieśni, co nie jest tak często spotykane wśród młodych śpiewaków. Przynajmniej częściowo przyczynił się do tego z pewnością organizowany od kilku lat przez BBC program “New Generation Artists” (“Artyści Nowego Pokolenia”). Biorący w nim udział młodzi artyści (zarówno śpiewacy, jak i instrumentaliści) są przez dwa lata objęci szczególnym patronatem BBC Radio 3, które m.in. organizuje im występy na antenie radiowej, koncerty z orkiestrami BBC i recitale w różnych miastach Wielkiej Brytanii. Ponieważ w przypadku śpiewaków to właśnie pieśni są głównym punktem tych koncertów i recitali, młodzi artyści mają więc wspaniałą okazję do zmierzenia się z nie tak łatwym przecież repertuarem. Alice Coote wykorzystała tę sposobność znakomicie – w świecie Schuberta, Mahlera, Wolfa, Chaussona czy Debussy’ego czuje się obecnie doskonale i widać wyraźnie, że nie przeraża jej spotkanie z publicznością, gdy do pomocy na pustej scenie ma tylko akompaniatora przy fortepianie.

Swoboda na scenie, radość ze spotkania z publicznością, czy to w czasie recitalu, czy przedstawienia operowego, to charakterystyczna cecha występów Alice Coote, cecha, dzięki której młodą śpiewaczkę ogląda się i słucha z prawdziwą przyjemnością. Postacie, które tworzy, są z krwi i kości, wzruszające w momentach tragicznych, wywołujące uśmiech w momentach komicznych. I nie ma znaczenia, czy do stworzenia przekonującego portretu Alice Coote ma do dyspozycji całą operę z rozbudowaną nieraz intrygą, czy jedynie krótką pieśń. Artystka potrafi pokazać cały wachlarz emocji nawet w kilkuminutowej pieśni czy kilkunastominutowej kantacie. Ciekawostką może być tutaj fakt, że śpiewaczka jest bardzo przekonująca w rolach męskich, których pełno jest w repertuarze dla jej typu głosu – w wielu recenzjach z jej występów powtarza się opinia: to chyba najbardziej przekonujący portret mężczyzny stworzony na scenie przez kobietę, jaki w życiu widziałem (o tym, że nie są to tylko puste komplementy, można się przekonać, oglądając dostępną na DVD Alcinę Händla z Opery w Stuttgarcie). Nie oznacza to jednak, że Alice Coote to baba-chłop, która nie radzi sobie z postaciami kobiecymi. Wystarczy tylko przeczytać recenzje z Koronacji Poppei wystawionej w English National Opera w 2000 r. Bezczelnie uwodzicielska Poppea Coote (występująca na scenie głównie w seksownej bieliźnie) owinęła sobie wokół palca nie tylko Nerona, ale również całą męską część widowni...

Rzecz jasna swoboda na scenie, spore umiejętności aktorskie to nie wszystko, jeśli mamy mieć do czynienia ze śpiewaczką wybitną lub przynajmniej zapowiadającą się na wybitną. Podstawowym warunkiem “wybitności” jest przecież wyjątkowy głos i ten warunek Alice Coote niewątpliwie spełnia. Jej głos to mezzosopran o charakterystycznej, niezwykle urokliwej, ciemnej barwie i aksamitnym brzmieniu. Nie jest to może głos o jakimś porażająco wielkim wolumenie, ale nie należy bynajmniej do wagi piórkowej. Co ważne, artystka zachowuje cudowną soczystość brzmienia we wszystkich rejestrach. Żadnych głuchych dołów czy wyciśniętych gór – aksamit nie znika ani na moment, bez względu na to, czy Alice Coote śpiewa piano, czy forte. Ani na moment nie mamy również wrażenia, że stara się oszołomić słuchaczy technicznymi sztuczkami. Fakt, dysponuje bardzo sprawnym instrumentem, ale technika w jej wypadku to tylko środek do wyrażania emocji i uczuć, do przedstawiania głosem złożoności postaci, w które się wciela.

Miejmy nadzieję, że tak świetnie rozpoczęta kariera będzie się nadal pomyślnie rozwijała, i że Alice Coote będzie przez wiele lat dostarczała publiczności wspaniałych wrażeń. Prognozy są optymistyczne. Młoda śpiewaczka najwyraźniej wie, jak obchodzić się ze swoim talentem, i dotychczas podejmowała właściwe decyzje dotyczące tego, co i kiedy śpiewać. Nie widać też, żeby do głowy uderzyły jej entuzjastyczne recenzje i porównania do Kathleen Ferrier i Janet Baker (a w anglosaskim świecie takie porównania to chyba największy komplement dla mezzosopranu). I co niemniej ważne, nie brak w niej pasji i fascynacji śpiewem. Jak sama stwierdziła kilka lat temu: Ja muszę śpiewać. Nawet jeśli będę musiała wiele poświęcić, i tak będę śpiewać.

Alice Coote – dyskografia

CD

  • Rossini Ricciardo e Zoraide (Elmira) – Bruce Ford, Nelly Miricioiu, William Matteuzzi, Alastair Miles, Della Jones, Paul Nilon, Carol Smith, Toby Spence; Academy of St Martin in the Fields, dyr. David Parry; Opera Rara ORC14

  • Händel Choice of Hercules (Virtue) – Susan Gritton, Alice Coote, Robin Blaze, Charles Daniels; Choir of The King’s Consort, King’s Consort, dyr. Robert King; Hyperion CDA67298

  • Monteverdi Orfeo (Messagiera) – Natalie Dessay, Ian Bostridge, Patrizia Ciofi, Sonia Prina, Mario Luperi, Véronique Gens, Lorenzo Regazzo, Christopher Maltman, Carolyn Sampson, Paul Agnew; European Voices, Les Sacqueboutiers, Concert d’Astrée, dyr. Emmanuelle Haim; Virgin 5456422

  • Mahler: pieśni ze zbioru Das Knaben Wunderhorn i Rückertlieder, Schumann: Frauenliebe und Leben, Haydn Arianna a Naxos (kantata); fortepian – Julius Drake; EMI (seria Debiuty)

    DVD

  • Händel Alcina (Ruggiero), Helene Schneiderman, Catriona Smith, Rolf Romei, Michael Ebbecke, Claudia Mahnke, Heinz Gerger; Staatsorchester Stuttgart, dyr. Alan Hacker reż. Jossi Wieler, Sergio Morabito; Arthaus Musik 100339

    Anna Kijak