Trubadur 1(30)/2004 Strona główna

Dar niebios - Maria Callas

Prawie niepostrzeżenie 3 grudnia 2003 minęła 80. rocznica urodzin Celii Sophii Marii Anny Kalogeropoulos, znanej powszechnie jako Maria Callas. W żadnym z dzienników i periodyków nie natknąłem się na wzmiankę o tej rocznicy. Wyjątek stanowi miesięcznik Muzyka21, który w grudniowym numerze z ubiegłego roku zamieścił tekst pióra naszego klubowego kolegi, p. Jacka Chodorowskiego o primadonnie wszechczasów.

O sztuce wokalnej, kunszcie interpretacyjnym Marii Callas napisano już prawie wszystko, a jednak wciąż zmuszani jesteśmy do porównań współczesnych nam śpiewaczek z kreacjami Marii Callas. Mam tutaj na myśli odtwórczynie partii Normy w operze Belliniego w teatrze Wielkim w Poznaniu i Operze Krakowskiej, a zwłaszcza sposób wykonania (a raczej odśpiewania) przez nie arii Casta diva, nie mający wiele wspólnego ze sztuką bel canta. Chwalebnym wyjątkiem jest Agnieszka Wolska, wedle opinii wielu melomanów jedyna w kraju mogąca z powodzeniem pokonać trudności tej roli.

Korzystając z płytoteki innego krakowskiego klubowicza, wciąż uzupełniającego zbiór nagrań Marii Callas, muszę przyznać, że najbardziej intrygujące są dla mnie nagrania live, które pozwalają otrzeć się choćby w minimalnym stopniu o aurę, napięcie wśród publiczności, która w konkretnym dniu była świadkiem wielkiej sztuki. Takie są moje odczucia przy słuchaniu Andrei Chéniera Giordana, a zwłaszcza opery Poliuto – nagranie z 7 grudnia 1960 w La Scali z Corellim, Bastianinim i Zaccarią pod batutą Antonino Votto (następne spektakle 10, 14, 18, 21 XII 1960). W I akcie Poliuto kończy swą arię słowami Né piu lo scuota un palpito... i wraz z Nearco opuszczają scenę, na którą wchodzi Paulina (Callas) i rozlega się aplauz publiczności, okrzyki: Maria, Maria, a w tle wtórujące im przedłużające się pizziccato skrzypiec i altówek po to, by Callas wreszcie mogła zacząć arię słowami Ove m’inoltro?..., kończąc kwestią Gente s’apressa, ponownie nagrodzona oszałamiającą owacją. W tym momencie zawsze ciarki po mnie przechodzą i odczuwam ogromny żal do losu o to, że nie było mi dane wtedy tam być.

Te refleksje ogarnęły mnie również w Paryżu, gdy znalazłem się w wydzielonej części cmentarza Pere Lachaise, gdzie znajdują się urny z prochami zmarłych. Symboliczne miejsce wiecznego spoczynku prochów rozsianych po Morzu Egejskim wybrał Maria Callas International Club, ufundował też urnę i stosowną tablicę, które tam znajdują się od 15 września 1991, zawsze ozdobione wiązanką kwiatów.

Wielu znawców sztuki wokalnej wymyśla jakieś przedziwne kryteria i na ich podstawie próbuje opracować – przepraszam za niestosowne określenie – ranking sopranów (brzmienie, siła, uroda, subtelność głosu, itp.) i na którymś tam miejscu umieszcza Marię Callas. To śmiesznie irytujące. Dla mnie i – mam nadzieję – dla wielu innych miłośników sztuki wokalnej ta Primadonna Assoluta pozostanie darem niebios, maestrią, którą możemy się rozkoszować dzięki pozostawionym nagraniom – i tym studyjnym, i pirackim.

Józef Niedźwiedź