Trubadur 1(30)/2004 Strona główna

Debiuty w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Uwielbiam chodzić na tzw. szeregowe spektakle baletowe do Teatru Wielkiego. Bo cóż to znaczy: “szeregowy spektakl”? Każdy jest jedyny, niepowtarzalny. Dla tancerzy, którzy tak rzadko, jak to ma ostatnio miejsce w Operze Narodowej, wychodzą na scenę, każde przedstawienie jest świętem, każde niesie nowe zadania i nowe trudności do przezwyciężenia. W poszczególnych tytułach są kreacje, które natych-miast po wyjściu z teatru chciałoby się obejrzeć ponownie, są takie, które budzą niedosyt, ale może następnym razem będzie lepiej...? A gdy jeszcze trafi się na ciekawy debiut – po prostu nie można opuścić takiego przedstawienia, które dla młodej tancerki czy tancerza jest jej (jego) premierą. Do tego wszystkiego dodam jeszcze występy moich ulubionych solistów, no i okazuje się, że prawie nie ma przedstawienia, na które z “czystym sumieniem” mogłabym nie pójść.

Dzięki temu właśnie mogę dziś opowiedzieć o bardzo interesujących debiutach młodych artystów warszawskiego zespołu baletowego. Do przedstawień, w których najczęściej następują takie “małe premiery” należy Dziadek do orzechów. W tym sezonie w tańcach narodowych w II akcie Dziadka błysnęli dwaj młodzi tancerze. Koryfeusz Klaudiusz Paradziński doskonale zaprezentował się w komicznym, rozświergotanym i skocznym Tańcu chińskim, od pierwszego momentu rozbawiając i zachwycając publiczność. Trzeba nie lada talentu, by przy wykonaniu wszystkich szybkich pas, piruetów i skoków, z jakich składa się ten taniec, nie zapomnieć o jego charakterze i wyrazistej, nieco przerysowanej mimice. Taniec rosyjski był popisem innego młodego wykonawcy – Pawła Kordela. Ten artysta corps de ballet otrzymuje ostatnio coraz poważniejsze zadania idealnie dopasowane do jego głównego atutu – niebywałej skoczności i łatwości wykonywania elementów niemalże akrobatycznych. Dość powiedzieć, że jeszcze przed końcem jego scenicznych wyczynów na widowni zerwał się huragan braw. Być może młodemu artyście można zarzucić, że przy dbałości o efekt nie dość mocno podkreślił charakter tańca, siłę, zadzierzystość i witalność, jakie powinny z niego emanować, sądzę jednak, że tego wszystkiego z czasem się doczekamy, w miarę, jak tancerz będzie się rozwijał, dojrzewał i pracował nad interpretacją.

W ostatnim w tym sezonie spektaklu Dziadka do orzechów miałam natomiast przyjemność oglądać zupełnie nieco- dzienny debiut. W głównej partii Klary wystąpiła po raz pierwszy Dagmara Dryl, na co dzień tancerka corps de ballet Teatru Wielkiego. Dagmara Dryl poradziła sobie z partią Klary w sposób więcej niż zadowalający, biorąc pod uwagę debiutancką tremę, która musiała jej towarzyszyć. Nie tylko zatańczyła, ale i z wdziękiem zagrała rolę małej Klary, może tylko zbyt ekspresyjnie podkreślając jej dziecięcość, zapominając, że w drugim akcie dziewczynka staje się na chwilę księżniczką. W niektórych momentach można było mieć zastrzeżenia do port de bras, utrzymania pozy (zwłaszcza na palcach), pewnej sztywności całej sylwetki, ale pięknie zatańczona wariacja Cukrowej Wieszczki w II akcie pokazała, że tancerka naprawdę ciężko pracowała nad przygotowaniem partii. To, że debiut Dagmary Dryl wypadł tak udanie w dużej części było zasługą jej doświadczonego partnera Sławomira Woźniaka. We wszystkich duetach, a zwłaszcza w adagiu widać było, z jak natężoną uwagą tancerz prowadził partnerkę, korygował błędy i niedokładności.

Być może właśnie dzięki temu niebywałemu debiutowi całe przedstawienie miało wyjątkową temperaturę i choć pod względem doskonałości technicznej nie było najbardziej udanym w tym sezonie, to odbierało się je w sposób bardzo emocjonalny. Spośród innych wykonawców nie można nie wspomnieć o cudownej Anastasiji Nabokinie w partii Królowej Śniegu oraz Elżbiecie Kwiatkowskiej i Maksimie Wojtiulu w Walcu kwiatów.

Ten ostatni artysta także miał w styczniu swoją “premierę”, gdy po raz pierwszy wystąpił jako Colas w Córce źle strzeżonej. Pierwszy solista warszawskiej sceny ma w swoim dorobku już wszystkie główne partie w baletach znajdujących się w bieżącym repertuarze. Teraz dodał do nich żarliwie zakochanego młodzieńca – Colasa. Młody wieśniak w wykonaniu Maksima Wojtiula okazał się przede wszystkim sympatycznym, trochę narwanym chłopakiem, bardzo radosnym i rozbrykanym. Podczas swego debiutu artysta zatańczył, jakby wprost rozpierała go energia, co dało porywający efekt sceniczny, ale w kilku miejscach wpłynęło na techniczną wartość i precyzję wykonania. Mimo tych drobnych braków był to świetny debiut, bo solista wspaniale zgrał się z partnerką (znakomita Izabela Milewska), a jego interpretacja odznaczała się młodzieńczą świeżością, tak pasującą do intrygi przedstawionej w balecie. Tu brawurowe skoki i romantyczne adagia przeplatają się bowiem ze scenami mimicznymi, o których powodzeniu decyduje odpowiednie komiczne aktorstwo. Z tego zadania artysta wywiązał się bez zarzutu, był wyjątkowo żywiołowym Colasem. Pozostaje czekać na kolejne występy Maksima Wojtiula w tej roli, które po wygładzeniu kilku szczegółów, mogą być prawdziwą rewelacją.

Również lutowy spektakl Czajkowskiego przyniósł wspaniałe niespodzianki – debiut Katarzyny Lewandowskiej w partii baronowej von Meck i pierwszy występ Pawła Kordela w roli Jokera. Katarzyna Lewandowska nie miała jak na razie zbyt wielu szans, by popisać się występem w większej roli na scenie TW. Tańczyła jedną z wróżek w Śpiącej królewnie, taniec węgierski w Jeziorze łabędzim, z powodzeniem kreuje też partię Katii w spektaklu kameralnym Tylko raz w życiu. Teraz zmierzyła się z rolą niezwykle plastyczną, choć mało widowiskową, bo pozbawioną wszelkiej tanecznej “ekwilibrystyki”, jak podnoszenia czy piruety. Właśnie owej plastyki odrobinę zabrakło mi w kreacji Lewandowskiej, ale poza tym artystka spisała się bardzo dobrze – pełna uroku i elegancji. Niczego natomiast nie brak było w krótkiej, ale bardzo atrakcyjnej partii Jokera w wykonaniu Pawła Kordela. Dynamika, kocia gracja, elastyczność skoku, brawura – wszystko o zadecydowało o sukcesie młodego tancerza w kolejnej nowej dla niego roli. Oby tylko brawurowy popis nie przysłonił młodemu artyście w przyszłości klasycznego piękna i wyrazu tańca.

KKG