Trubadur 2(31)/2004 (Dodatek Moniuszkowski) Strona główna

Każda aria jest jak pieśń
Rozmowa z Ewą Podleś

- “Trubadur”: Czy trudno jest oceniać śpiewaków?

- Ewa Podleś: Bardzo trudno! W jury zasiadało kilkanaście osób i na temat każdego z uczestników konkursu było kilkanaście opinii. Uważam, że bardzo dobrze się stało, że o ostatecznych wynikach decydowała matematyka, czyli komputerowe liczenie punktów. Ponieważ – tak jak powiedział dyrektor Kord – nie doszlibyśmy przez następne dwa tygodnie do porozumienia, gdybyśmy w gronie jury dyskutowali, kto ma zająć pierwsze miejsce, kto ma być drugi, trzeci... A komputer nieubłaganie wskazywał wyniki.

Natomiast uważam, że w regulaminie pracy jury należałoby wprowadzić pewne zmiany. My, członkowie jury, nie wiemy, kto jak głosował i jak obdzielił uczestników punktami. Nie mam pojęcia, kto dał komuś 25 punktów, a kto dał 3. Bywały sytuacje, gdy ja oceniałam kogoś bardzo wysoko, a w ogólnej punktacji śpiewak ten znajdował się na niższej pozycji, czyli ktoś z członków jury musiał nisko punktować. W związku z tym po ogłoszeniu wyników w każdym etapie często byliśmy wszyscy zszokowani, dlaczego artyści, których ocenialiśmy wysoko, otrzymują średnio mało punktów. Ale tak już jest... Nie można z tym dyskutować. Można niestety w taki sposób zrobić krzywdę młodemu artyście; wielu śpiewaków było z pewnością zawiedzionych – przecież każdy, kto startuje w takim konkursie, ma nadzieję na nagrodę. Uważam, że jawne wobec pozostałych członków jury głosowanie mogłoby pozwolić uniknąć wielu skrajnych - czy to zawyżonych, czy też zaniżonych - ocen.

- Po raz pierwszy zgodziła się Pani zasiąść w jury konkursu, czy to ciężka praca?

- To niebywale ciężka i wyczerpująca praca. Przede wszystkim z powodu ogromnej odpowiedzialności. Bo jak ocenić artystów występujących na początku? Skąd mam wiedzieć, jaki będzie ogólny poziom uczestników? Każdy juror miał do dyspozycji skalę od 1 do 25 punktów; załóżmy, że jakiemuś śpiewakowi przyznam maksymalną liczbę, a za chwilę wyjdzie młody artysta zasługujący na punktów 50, jak z takiej sytuacji wybrnąć? Wyszłam więc z dość prostego założenia: czy chcę kogoś posłuchać w następnym etapie, czy też nie. Takim progiem było 18 punktów, gdy dawałam 18 i więcej, taki uczestnik miał szanse na przejście. Chyba że ktoś śpiewał dramatycznie źle, dawałam wtedy 3 punkty.

- Jak Pani ocenia werdykt “Trubadura” przyznającego Nagrodę Publiczności?

- Jestem naprawdę bardzo, bardzo szczęśliwa z tego powodu. Od samego początku byłam wielką orędowniczką Arsena Sogomoniana. Oczywiście, że ma on jeszcze pewne niedoskonałości, ale powiedzmy sobie szczerze – są one bardzo drobne. On jest jeszcze przecież bardzo młody. Ma już dojrzałość wokalną, ale potrzeba mu jeszcze pewnej dojrzałości w interpretacji, w wypowiedzeniu myśli do końca... Mówiłam mu, żeby pamiętał o frazie, żeby nie spieszył się... Do tego jednak potrzeba też doświadczenia, wielu lat bycia na scenie. On z pewnością to wszystko osiągnie. To niezwykle utalentowany artysta, wrażliwy człowiek, który wie, o czym śpiewa. Zarzucano mu, że śpiewa arie jak pieśni. Ale co to jest za różnica? Pieśń jest jeszcze trudniej zaśpiewać! Arię można wyhuczeć, wyryczeć i dostać wielkie oklaski, za sam głos. A to nie o to przecież chodzi. Każda aria jest jak pieśń, może bardziej skomplikowana, z większą skalą, z większym polem do popisu. Ale w arii też są emocje, można śpiewać o śmierci, o miłości, o wielkich namiętnościach, to też są opowieści, nie można tego wyryczeć i wytaktować, i cały czas zastanawiać się, jak zaatakować w finale górne C. Arsen już się nad tym nie zastanawia, nie musi się zastanawiać. Według mnie on absolutnie zasługuje na tę nagrodę.

- Dziękujemy bardzo.

rozmawiali Tomasz Pasternak i Krzysztof Skwierczyński