Trubadur 2(31)/2004 (Dodatek Moniuszkowski) Strona główna

Bez śpiewaków nawet najpiękniejsze partytury operowe są dla większości ludzi nieme. Śpiewacy to błyszczące na firmamencie świata opery gwiazdy, a zarazem nasi najintymniejsi przyjaciele, których sztuka otwiera naszą wrażliwość na ludzkie losy i uczucia zaklęte w muzyce. Każdy miłośnik opery ma w sercu śpiewaków, których kocha, których podziwia i bez których nie wyobraża sobie życia. I dla każdego miłośnika opery przywilejem jest możność bycia świadkiem, kiedy w galaktyce dźwięków rodzi się nowa gwiazda i zarazem bliski przyjaciel w sztuce.

(Dyplom "Trubadura" dla laureata Nagrody Publiczności)

Arsen Sogomonian

Kiedy zastanawialiśmy się nad tekstem dyplomu dla – nieznanego jeszcze – laureata Nagrody Publiczności, nie przewidywaliśmy, jak bardzo właściwe okażą się słowa o przywileju towarzyszenia narodzinom gwiazdy, obserwowania pierwszych występów artysty.

Arsen Sogomonian w grudniu skończy 21 lat, jest więc śpiewakiem bardzo młodym, ale nie potrzebuje powoływać się na młodość jako usprawiedliwienie niedostatków wokalnych. Wiek Sogomoniana zdradza przede wszystkim miękkość głosu, złagodzenie konturów frazy –dźwięk atakuje pewnie, czysto, ale na razie nie może go, z udawanym gniewem lub niecierpliwością, uderzyć, nie może też bez ryzyka nadmiernego forsowania głosu mocno napiąć łuku melodycznego. Natomiast barwy lirycznego barytonu – ciepłego, soczystego, w którym ciemniejszy i aksamitny średnicowy rdzeń pokrywa dźwięczna pozłota, jaką daje dobre postawienie głosu na masce, niezauważalnie przechodzącego granice rejestrów i progi dynamiczne – mógłby pozazdrościć Sogomonianowi dojrzały śpiewak.

Dojrzały jest także spokój, z jakim śpiewa Sogomonian, wynikający chyba z zaufania muzyce, z przekonania, że nie trzeba jej ani zastępować, ani poszturchiwać, bo jest wystarczająco mądra i bogata, żeby wesprzeć i rozwinąć tekst. Rezygnując (na razie?) z tego, co wymaga przychodzącej z czasem krzepy wokalnej, Arsen Sogomonian znajduje inne środki wyrazu. Jego atutami są wielka muzykalność, wyczucie oddechu kantyleny i pulsowania rytmu, wrażliwość na tekst. Opanowanie techniki belcanta pozwala mu lekkim poderwaniem lub przytrzymaniem nuty uwydatnić znaczenie słowa i frazy nierzadko precyzyjniej niż przy użyciu szerokiego, emfatycznego gestu wokalnego. W przyszłości głos Sogomoniana zapewne nabierze siły i objętości, śpiewak będzie mógł pozwolić sobie na więcej brawury, ale myślę, że byłoby dobrze, gdyby zapamiętał obecne zachowanie głosu i mógł po latach przywołać brzmienie młodości jako jeden ze środków wyrazu.

Arsen Sogomonian, który mógłby czarować i samą barwą, i swobodą w górze skali, i umiejętnościami, choćby przepięknym mezza voce, wydaje się zupełnie odporny na pokusę popisu. Sprawność techniczna służy swobodzie i bezpośredniości wyrazu. Barwa głosu, prowadzenie frazy, widoczne poddawanie się nurtowi melodii i słowa składają się na wrażenie intymnego kontaktu – między śpiewakiem i muzyką; między Posą i Carlosem, któremu próbuje przekazać wszystko, co pozostało mu z niespełnionych zamierzeń; między Januszem i nieobecną Halką, która zrobiła z niego tchórza; między Germontem i synem, którego właśnie traci... Wreszcie – dzięki nośności niewysilanego głosu, otulającego raczej niż otaczającego słuchaczy – wrażenie kontaktu między ludźmi w naszej obecności lepionymi z muzyki i nami, zapraszanymi-nieproszonymi świadkami. W sposobie wypowiedzi Sogomonian jest najprawdziwszym lirykiem.

Jeśli nic nie zakłóci artystycznego rozwoju armeńskiego barytona, V Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki będzie pamiętany jako moment jednego z pierwszych spotkań z Arsenem Sogomonianem.

Agata Wróblewska