Trubadur 4(37)/2005 Strona główna

Od Don Kichota do Człowieka z La Manchy

W zimowy wieczór można siedzieć w domu w ciepłym fotelu albo wybrać się na przykład do filharmonii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby fotel nie znajdował się w Warszawie, a filharmonia w Łodzi. Oczywiście dla Trubadurowców żadna odległość nie jest straszna, zwłaszcza, gdy wyrusza się w dobrym towarzystwie. Dlatego teraz mogę napisać kilka słów na temat ciekawego, karnawałowego – w znacznej części – koncertu, którego miałam okazję wysłuchać w Łódzkiej Filharmonii: w cyklu Ars Cameralis znalazł się recital Zbigniewa Maciasa zatytułowany Od pieśni rycerskiej do szanty. Miał się odbyć – jak i inne z tej serii – w Sali Kameralnej, ale ze względu na duże zainteresowanie został przeniesiony do Sali Koncertowej filharmonii. W pierwszej części znalazły się Cztery sonety miłosne Bairda do słów Szekspira oraz Trzy pieśni Don Kichota do Dulcynei i Trzy pieśni hebrajskie Ravela. Szczególne wrażenie wywarła na mnie interpretacja pierwszego z cykli, pełna jednocześnie namiętności i skupienia. Mniej przekonały mnie Pieśni Don Kichota do Dulcynei – zwłaszcza Pieśń przy kielichu wydała mi się aż nadto „biesiadna”.

W drugiej części artysta zaprezentował kompozycje z lżejszego repertuaru, między innymi W taki piękny wieczór Rodgersa, Kochałem Panią Szeremietiewa czy – porywająco wykonany – Śnić sen z Człowieka z La Manchy. Na bis zabrzmiały: Gdybym był bogaczem Bocka, Juliszka z musicalu Błękitna maska Raymonda i – zapowiadana w tytule koncertu – szanta Duży Ruski z tekstem Maciasa. Poszczególne utwory były wykonywane z towarzyszeniem zmieniających się kolejno akompaniatorów: gitarzysty Marcina Czarneckiego, pianistów Ewy Szpakowskiej i Adama Manijaka (oraz zespołu muzycznego pod jego kierunkiem). W drugiej części koncertu baryton śpiewał do mikrofonu, co – choć znajdowało uzasadnienie w wykonywanym repertuarze – momentami powodowało nadmierne wzmocnienie głosu.

Koncert i całą wyprawę można zaliczyć do udanych, zwłaszcza że były okazją do zwiedzenia nowego budynku Filharmonii Łódzkiej, którego budowę obserwowaliśmy, bywając w Łodzi przy różnych, ale zawsze bardzo kulturalnych, okazjach.

Katarzyna Walkowska