Trubadur 4(37)/2005 Strona główna

Studyjna operetka

Mazowiecki Teatr Muzyczny „Operetka” zainaugurował swoją działalność nie tylko głośnym spektaklem Zemsty nietoperza J. Straussa zaprezentowanym w Sali Kongresowej warszawskiego PKiN, ale także wydaniem płyty z tym samym dziełem, a raczej z ariami i ansamblami z niego pochodzącymi. Płytę nagrano w studiu radiowym, a wydało ją także Polskie Radio – „Jedynka”.

Największym atutem nagrania jest orkiestra – Polska Orkiestra Radiowa pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka. Choć cały czas na drugim planie, to ona jest najbardziej stylowym wykonawcą dzieła Straussa – wnosi życie i wiedeńską lekkość w to niestety nudnawe nagranie. Wykonawcy (większość występująca w MTM, ale są i goście zaproszeni tylko do nagrania płytowego) prezentują raczej średni poziom – przyzwoity, ale to za mało, by ożywić operetkę pozbawioną dowcipnych dialogów, oprawy plastycznej etc. Zdecydowanie wyróżnia się Marta Boberska z niewymuszonym wdziękiem wykonująca partię Adeli. Obdarzona bardzo dźwięcznym sopranem artystka idealnie nadaje się do partii subretkowych i tu także prezentuje właściwą sobie klasę. Iwona Hossa jako Rozalinda śpiewa pięknie, ale brak jej w wielu momentach „osobowości wokalnej” dla stworzenia postaci – najlepiej wypada w popisowym czardaszu, gdzie czaruje pięknem głosu. Trzecia z pań, Anna Lubańska (w partii księcia Orłowskiego en travesti) nie wychodzi poza poprawność – zdecydowanie brak tu pomysłu na zwrócenie uwagi słuchacza, ciekawszego zrobienia roli księcia-dziwaka. Jeśli chodzi o walory wokalne, wśród panów wybija się Wojciech Gierlach jako doktor Falke, który interpretuje swą niewielką partię zgrabnie i z dużą kulturą. Z kolei choć głosy tenorów (Paweł Skałuba – Eisenstein i Adam Zdunikowski – Alfred) nie brzmią zbyt świeżo, a raczej charakterystycznie, to oni właśnie najbliżsi są konwencji operetkowej – zwłaszcza Zdunikowski z przesadnie artykułowanymi „ą” i „ę”. Najbardziej rozczarowuje Jarosław Bręk chyba „z łapanki” obsadzony jako Frank. Dialogi wygłasza dość sztampowo, zaś króciutki kuplet o klatce z niebieskimi ptaszkami śpiewa w dziwnie wysokiej tonacji – zupełnie chybiony punkt obsady. A przecież ze sceny znamy tego śpiewaka jako obdarzonego subtelnym poczuciem humoru. Ogólnie rzecz biorąc, otrzymujemy na płycie surogat operetki, nie może jednak być inaczej, skoro jest to rejestracja studyjna niepoprzedzona ograniem Straussowskiego hitu na scenie. Gdyby tak było, można by się spodziewać większej temperatury i dawki humoru, a tak... letnia ta Zemsta, letnia...

Katarzyna K. Gardzina