Trubadur 1,2(38,39)/2006 Strona główna

Premiera w Bytomiu

Sobotnie popołudnie 27-go maja br. pod względem temperatury nie do końca przypominało typowy majowy dzień. Chłód właściwy miesiącom przedwiośnia, a nie późnej wiosny, nie odstraszył jednak krakowskich miłośników opery, którzy liczną grupą zgromadzili się w wyznaczonym miejscu zbiórki, z którego odjechać mieli do Bytomia, by tam na scenie Opery Śląskiej podziwiać premierę Carmen w reżyserii Wiesława Ochmana. Byliśmy pewni, że hiszpańskie gorące rytmy dodadzą nam energii. I tak rzeczywiście się stało.

Wyjazd do Bytomia był kolejnym, po Warszawie, zorganizowanym z inicjatywy Stowarzyszenia Miłośników Opery Krakowskiej. Musimy przyznać, że wspólne odwiedzanie teatrów operowych to bardzo dobry pomysł. Wstyd się przyznać, ale mieszkając w Krakowie, a więc niewiele ponad 100 km od Opery Śląskiej, nigdy wcześniej do niej nie dotarliśmy. Wyjazd grupą mobilizuje, poza tym sam w sobie stanowi sporą atrakcję, dając możliwość wymiany opinii i doświadczeń operowych w gronie melomanów.

Po przyjeździe na miejsce natychmiast spotkała nas miła niespodzianka – w Operze Śląskiej spotkaliśmy bowiem pana Piotra Sułkowskiego, dyrektora artystycznego Opery Krakowskiej, który również przybył do Bytomia, by obejrzeć spektakl przygotowany przez Wiesława Ochmana. Przed przedstawieniem mieliśmy chwilę czasu, by porozmawiać, a także odbyć krótki spacer po budynku teatru. Widownia wraz ze sceną, chociaż dosyć kameralne, stanowią bardzo ładne wnętrze, obdarzone typowo operową atmosferą. Podziwialiśmy Carmen z jedenastego, a zarazem ostatniego rzędu i były to miejsca naprawdę dobre, dające możliwość oglądania przedstawienia z odpowiedniej perspektywy.

Spektakl zrealizowano po bożemu, bez zbędnych udziwnień, bez elementów nowoczesności, zarówno w warstwie reżyserskiej, o którą, jak już wspomnieliśmy, zatroszczył się Wiesław Ochman, jak i scenograficznej, będącej dziełem Allana Rzepki. Inscenizacja przygotowana została bardzo starannie, oddając w sposób dosłowny treść opery. Bytomską Carmen oglądało się z prawdziwą przyjemnością – scenografia i kostiumy cieszyły oko, chociaż mamy jedno zastrzeżenie, a zarazem pytanie: dlaczego Escamillo miał seledynowe podkolanówki? To jedyne dziwactwo, które nas zastanowiło…

Kierownictwo muzyczne nad przedstawieniem objął Tadeusz Serafin. Orkiestra Opery Śląskiej pod jego batutą zabrzmiała bardzo ładnie i precyzyjnie. Duże wrażenie wywarł na nas szczególnie chór przygotowany przez Annę Tarnowską. Słychać było, że w jego szeregach występują naprawdę dobrzy artyści, obdarzeni mocnymi, donośnymi głosami. Choreografię do spektaklu opracował Jarosław Świtała. W partii Carmen usłyszeliśmy młodą śpiewaczkę – Renatę Dobosz. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy oglądaliśmy w roli Carmen blondynkę i trochę trudno było nam się do tego przyzwyczaić. Nie wiemy, czy to efekt dużej tremy, czy też jeszcze małe doświadczenie sceniczne, ale śpiewaczka nie do końca przekonała nas w tej partii. Rola Carmen, jak wiadomo, wymaga od jej odtwórczyni dużych możliwości taneczno-ruchowych, a tego postaci niestety zabrakło. Wokalnie Renata Dobosz także nie całkiem sprostała zadaniu – jest ona bowiem początkującą artystką i mamy wrażenie, że w postać Carmen wcieliła się zbyt wcześnie. W roli Micaeli wystąpiła z powodzeniem Aleksandra Stokłosa. Maciej Komandera jako Don Jose był przekonujący głosowo, ale jego bohaterowi zabrakło nieco wyrazistości. Wszystkim natomiast bardzo podobał się Adam Szerszeń w roli Escamilla. Obdarzony miłym, ciepłym barytonem, sprostał swojemu zadaniu bardzo dobrze. Na scenie Opery Śląskiej mogliśmy także oglądać i słuchać Włodzimierza Skalskiego w partii Moralesa oraz Tadeusza Leśniczaka w roli Zunigi. Jako Frasquita i Mercedes wystąpiły: Mariola Płazak-Ścibich i Grażyna Marek. Partnerowali im Hubert Miśka (Remendado) oraz Marek Zimniewicz (Dancairo).

Po przedstawieniu cała nasza grupa została zaproszona na uroczysty bankiet, w którym wzięli udział wszyscy realizatorzy spektaklu. Była to fantastyczna okazja, by pogratulować twórcom i artystom biorącym udział w przedstawieniu, a także porozmawiać w naszym krakowskim gronie. Wieczór w Bytomiu na długo zapamiętamy jako miłe przeżycie i ucztę duchową doskonale rozgrzewającą w tym zimnym majowym dniu. Z niecierpliwością czekamy na kolejne wspólne wyjazdy.

Katarzyna Wolińska, Grzegorz Sokołowski