Trubadur 1,2(38,39)/2006 Strona główna

Carmen w Operze Śląskiej

Jeśli zna się muzykę i libretto, a istotnie historia Carmen jest powszechnie znana, to trudno jest znaleźć uniwersalny klucz do przekazu scenicznego tych wszystkich oczekiwań, wyobrażeń i wiedzy na temat „Carmen”. Najlepiej pozwolić powiedzieć to wszystko co zawiera partytura i tekst opery, a więc zająć się wiarygodnością przekazu scenicznego – to słowa reżysera spektaklu, Wiesława Ochmana, zamieszczone w książeczce programowej. I słowom tym pozostał Wiesław Ochman całkowicie wierny w propozycji inscenizacyjnej arcydzieła Bizeta. Żadnych „udziwnień”, raczej wierność także i didaskaliom kompozytora, oszczędna, ale myślę, że trafna dekoracja, jaskrawość (może odrobinę przerysowana zwłaszcza w I-szym akcie) kostiumów. I „hiszpański” koloryt muzyki – starannie podawanej przez orkiestrę, oddającej cały blask i klimat stworzony przez kompozytora. To oczywiście zasługa w ogromnej mierze Tadeusza Serafina, który muzycznie przygotował (i prowadził) tę inscenizację.

Ale przecież, jak to w operze, o jakości i powodzeniu decydują głównie śpiewacy. I tu mogą pojawić się pewne zastrzeżenia. Obsadzona w I-szej premierze w partii tytułowej młodziutka Renata Dobosz nie podołała, wydaje się, interpretacyjnym i wokalnym wymogom partii tytułowej. Carmen to kobieta bardzo pewna siebie, dobrze znająca swoje możliwości oddziaływania na mężczyzn, zmienna w uczuciach i nastrojach, żyjąca chwilą bieżącą. Renata Dobosz była zaledwie kokietującą Cyganką. A i głos jej brzmiał delikatnie i dość jednakowo w przekroju całego spektaklu, bez owej niezbędnej tu zmysłowości. Zupełnie inną, pełną temperamentu, o wyjątkowej urodzie scenicznej, była śpiewająca tę partię w II-giej premierze Alicja Węgorzewska. Gdy trzeba – bardzo liryczna, kapryśna, tragiczna, a przy tym pełna wyrazu wokalnego; umiejętnie dostosowywała barwę i brzmienie swego ładnego głosu do emocji przeżywanych w danej chwili. Arią „z kartami” potrafiła autentycznie wzruszyć.

Z dwóch Micaeli Aleksandra Stokłosa potwierdziła, że należy do pewnych i mocnych solistek Opery Śląskiej. Jej interpretacja była przemyślana i dopracowana, a głos brzmiał ciekawie, wyraźnie ewoluując w kierunku sopranu spinto. Jolanta Wyszkowska, dla której partia Micaeli była rolą dyplomową, może uznać swój występ za udany. Śpiewający w obu premierach partię Don Josego Maciej Komandera nie należał niestety do najmocniejszych punktów spektakli, a głos jego, zwłaszcza w dole i średnicy skali, pozostawiał wiele do życzenia. Miejmy nadzieję, iż to przejściowa niedyspozycja tego obiecującego tenora. Z dwu barytonów odtwarzających postać Torreadora (Adam Szerszeń i Zbigniew Wunsch) zdecydowanie wyróżnić trzeba tego pierwszego za szlachetne i piękne brzmienie głosu i za wyraziste aktorstwo. Z pozostałych wykonawców zwrócił na siebie uwagę Bogdan Kurowski (Zuniga) pięknym brzmieniem i wręcz belcantowym prowadzeniem głosu.

Jacek Chodorowski