Trubadur 2(43)/2007 Strona główna

Lesław Finze
1918-1998

Opera Śląska w Bytomiu już od momentu swego powstania stała się sceną nawiązującą do najlepszych tradycji polskich teatrów operowych. Zawsze posiadała zespół gwiazd i ambitny repertuar. W dużej mierze było to zasługą jej założyciela, wybitnego śpiewaka Adama Didura. To on przyciągał wspaniałych śpiewaków mogących wykonywać ów repertuar. Jednym z czołowych solistów Opery Śląskiej stał się ulubiony uczeń Didura - Lesław Finze. Już od pierwszych występów na jej scenie uznano go za jednego z najlepszych polskich tenorów, którego głos wróżył wielką przyszłość i którego czekała europejska sława. Czy rzeczywiście spełniły się te oczekiwania i proroctwa? Czy Lesławowi Finze dane było osiągnąć szczyt sławy i powodzenia? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie, śledząc przebieg i rozwój jego kariery artystycznej.

Lesław Finze urodził się 1 lipca 1918 roku we Lwowie. Jego rodzice prowadzili najelegantszy w mieście salon mody. Kierując się życzeniem ojca, przyszły artysta podjął studia prawnicze. Znakomity literat i historyk Lwowa, Jerzy Janicki, tak opisuje ten czas: ...lecz kiedy znalazł się już na tym prawie, zjechał akurat do Lwowa Adam Didur, zaprzyjaźniony z Finzami. Wielki Didur dał się ubłagać, aby przy kolacji posłuchał, jak Leszek ładnie umie śpiewać. Już po pierwszym takcie Didur przestał jeść, po czym wyraził opinię, że Leszkowi znacznie bardziej będzie w życiu do twarzy w góralskich guniach Jontka niż w adwokackiej todze... (A do Lwowa daleko aż strach..., wyd. BGW, 1996).

I tak oto niedoszły prawnik został studentem lwowskiego Konserwatorium Muzycznego im. K. Szymanowskiego i uczniem Adama Didura. Nauka trwała od 1937 do 1939 roku. W okresie nauki wystąpił dwukrotnie na scenie operowej: jako Janek w operze Żeleńskiego (1937) i Radames w Aidzie Verdiego (1939). Śpiewał wtedy m.in. z Jadwigą Lachetówną i Wiktorią Calmą (niestety nieżyjącymi już wspaniałymi śpiewaczkami, również uczennicami Didura). Pisze J. Janicki: ...całą tę lwowską grupę zaangażował Didur wkrótce w Warszawie do Teatru Wielkiego, którego akurat został dyrektorem. Działo się to pierwszego lipca 1939 i właśnie wchodzili w próby „Goplany“ Żeleńskiego... Wybuchła jednak wojna, nastała okupacja. Dla artystów nadeszły ciężkie czasy. Dla Lesława Finze także i osobiste nieszczęścia: całkowita utrata dorobku życia rodziców i tragiczna śmierć matki. A występy artystyczne nabierają charakteru półoficjalnego i incydentalnego. Muzycy śpiewają i grają w teatrzykach i kawiarniach artystycznych. Lesław Finze wiąże się z kawiarnią Lardellego (przy ul. Polnej) i występuje w niej z orkiestrą A. Dołżyckiego. Warszawę opuszcza w trzecim dniu po kapitulacji Powstania. Ucieka z transportu w Słomnikach koło Krakowa i w tym mieście chroni się u mieszkającego tam stryja (dyrektora poczty). Tu zastaje go koniec wojny. Tu bierze udział w jednym z pierwszych koncertów muzyki polskiej (śpiewa fragmenty Halki) tworzącej się właśnie Filharmonii Krakowskiej. Dyryguje Zygmunt Latoszewski, na sali obecny jest Adam Didur! I natychmiast angażuje Lesława Finze do organizowanej przez siebie Opery Śląskiej.

14 czerwca 1945 roku, obok Calmy, Szamborowskiej, Kopciuszewskiego, Paciejewskiego i Dobosza, śpiewa w owej słynnej katowickiej premierze Halki St. Moniuszki. W Operze Śląskiej pozostaje do 31 marca 1953 roku. W niej właśnie opracowuje swój podstawowy repertuar. Śpiewa m.in., najczęściej także w premierach, Cavaradossiego w Tosce (1945), Cania w Pajacach (1945), Pinkertona w Madamie Butterfly (1946), Stefana w Strasznym dworze (1946), Don Jose w Carmen (1946), Rudolfa w Cyganerii (1946), Radamesa w Aidzie (1947), Janka w operze Żeleńskiego (1948), Hoffmanna w Opowieściach Hoffmanna (1949), Hermana w Damie pikowej (1950). W jednym z wywiadów (Głos Wielkopolski, nr 34 z 10.02.1960 r.) Finze powiedział, iż w ciągu swej pracy w Operze Śląskiej wystąpił w 23 operach. Nie udało się, niestety, ustalić wszystkich tytułów pozostałych. Z całą pewnością były wśród nich: Lakme (Gerald), Faust (tytułowa), Casanova Różyckiego (tytułowa), Rigoletto (Książę), Rycerskość wieśniacza (Turiddu). Wraz z zespołami Opery Ślaskiej artysta wielokrotnie gościł na scenach Warszawy, Łodzi, Poznania i Wrocławia.

Obdarzony autentycznie pięknym głosem (tenor lirico-spinto) czarował nim publiczność, zbierając nie tylko brawa, ale i znakomite recenzje. Oto kilka z nich: ...w partii Jontka wykazał wielkie możliwości głosowe, a przede wszystkim klasę dobrego stylu (Halka), ...Finze czaruje swoją soczystą barwą głosu, nieskazitelną czystością intonacji i wyrównaną skalą (Tosca), ...zrobił wielkie wrażenie jako nieszczęśliwy Canio (Pajace), ...w roli Don Josego szlachetny w kantylenie zdobył się na głębokie akcenty dramatyczne (Carmen), ...olśniewający nas swym bel canto Rudolf (Cyganeria), ...głos mu brzmiał pięknie, linie frazy były równe, a gdzie trzeba natężenie siły mogło imponować potęgą i blaskiem (Aida), ...Finze zdołał osiągnąć jeden ze swoich dotychczasowych szczytów aktorskich, nie zawodził również głosowo (Opowieści Hoffmanna), ...w roli Fausta oczarował publiczność czystym, melodyjnym głosem (Faust).

Z dniem 1 kwietnia 1951 roku Lesław Finze został solistą Opery Warszawskiej. Słownik Muzyków Polskich (t. 1, PWM 1962) podaje, iż na jej scenie pozostawał do roku 1953. Józef Kański natomiast w krótkim wspomnieniu o śpiewaku (Ruch Muzyczny nr 3 z 1999 r.) wymienia rok 1959 jako ostatni jego pracy w stołecznej Operze. Autorowi niniejszego tekstu udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, iż na scenie warszawskiej na pewno występował w partiach Kazimierza w Hrabinie (z Ewą Bandrowską-Turską, 1951), Stefana w Strasznym dworze (1951) i Jontka w Halce (1953). I znów zyskał znakomite recenzje: ... Lesław Finze czarował swym śpiewem. Podziwialiśmy nienaganną dykcję artysty i nośność jego głosu (Hrabina), ...głos Lesława Finze brzmiał ładnie i czysto (Straszny dwór). Bezspornym faktem jest, iż już w połowie lat pięćdziesiątych występy śpiewaka na warszawskiej scenie stają się rzadkością. Jakie mogły być tego powody? Z całą pewnością nie muzyczne. Artysta nigdy nie zaakceptował powojennego porządku w Polsce. I jawnie negatywnie wypowiadał się na ten temat. A gdy Natalia Sokołowa, wybitna sowiecka śpiewaczka, gościnnie wystąpiła w Warszawie w Halce, mając u boku niedysponowanego, zachrypniętego Finzego, rzekomo zostawiła list oskarżający tenora o celowe zaniżanie poziomu występu radzieckiej śpiewaczki. Lesław Finze na polecenie ówczesnego ministra kultury W. Sokorskiego został wyrzucony z Teatru z zakazem występu i w innych polskich teatrach operowych. Fakt ten szczegółowo opisuje małżonka artysty (od sierpnia 1952 roku) znakomita tancerka, primabalerina Barbara Bittnerówna w swej książce autobiograficznej Nie tylko o tańcu (wyd. Prószyński i S-ka, 2004 r.) uważając, iż była to prowokacja w celu uzyskania bezpośredniego pretekstu. Sokołowa bowiem, po latach, swojemu udziałowi w tym incydencie kategorycznie zaprzeczyła. Tak więc będąc właściwie w apogeum swej sztuki wokalnej, tenor zmuszony zostaje do całkowitego zaniechania działalności scenicznej! Do owych niewątpliwych szykan dodajmy jeszcze dwa istotne wydarzenia. Otóż w 1947 roku Finzem zainteresował się słynny amerykański impresario, Sol Hurok i zaproponował tournée po USA, Kanadzie i Meksyku. Niestety, artyście odmówiono wydania paszportu. Zezwolono natomiast na występy w ówczesnej Jugosławii, gdzie z wielkim powodzeniem śpiewał Don Josego, Cavaradossiego, Rudolfa i Cania. Barbara Bittnerówna w cytowanej już autobiografii pisze, że Lesław Finze najdotkliwiej odczuł wiadomość, że w Polskim Radiu ktoś zarządził zniszczenie wszystkich nagranych przez niego szesnastu arii operowych.

Będąc więc w tej wyjątkowej, bardzo niekorzystnej sytuacji artystycznej, Lesław Finze decyduje podjąć działalność pedagogiczną i koncertową. W kraju i za granicą (było już po politycznej odwilży w roku 1956). Zakłada (w 1960 roku) wraz z Barbarą Bittnerówną Teatr Małych Form Arabeska. Teatr z powodzeniem działa do 1966 roku. Indywidualne zaś zagraniczne występy artysty (m. in. z Antoniną Kawecką i Bogną Sokorską) wyzwalają entuzjastyczne recenzje. Oto prasa niemiecka (NRD) pisała w 1959 roku: ...polscy goście demonstrują klasę światową. Tenor Lesław Finze posiada piękny głos i świetne opanowanie śpiewu... oraz ...Finze jest w znakomitej formie. Publiczność kilkakrotnie zmuszała go gorącymi oklaskami do bisowania... O pracy pedagogicznej śpiewaka wspomina natomiast Barbara Bittnerówna:...Leszek także działał - nie tylko w Warszawie, ale i na terenie kraju - w innym już zawodzie, bo jako pedagog śpiewu. Szlifował młodziutkie głosy metodą mistrza Adama Didura. Nasze śliczne mieszkanie (już własne) rozbrzmiewało pięknymi ariami i wokalizami jego uczniów. Niezależnie od tej prywatnej działalności pedagogicznej Lesław Finze był opiekunem wokalnym w Operetce Warszawskiej, konsultantem wokalnym w Teatrze Muzycznym w Szczecinie, opiekunem wokalnym nad adeptami Studia Teatralnego przy Teatrze Żydowskim. Dyskontował w ten sposób wiedzę zdobytą u Didura, a po jego śmierci także u Stefana Beliny-Skupiewskiego i Stanisławy Zawadzkiej.

Jak dzisiaj możemy ocenić głos i aktorstwo Lesława Finze, skoro brak jakichkolwiek zapisów fonograficznych? Pozostają tylko opinie partnerów, przyjaciół i bardzo wiarygodne recenzentów muzycznych. A słuchali go i pisali o jego interpretacjach m. in. Ludomir Różycki, Piotr Rytel, Stefania Łobaczewska, Kornel Michałowski.

Lesław Finze dysponował pięknym głosem tenorowym, dużym i wyrównanym. Był to głos ciepły i urzekający barwą. Fascynował szlachetnością brzmienia, swobodnym kryciem i otwarciem. A także nieskazitelną czystością intonacji. Błyszczał świetnie osadzonymi górnymi tonami. Głos jego bowiem był nie tylko bogaty ale i dobrze postawiony. Artysta należał przy tym do śpiewaków muzykalnych, o dużej kulturze. Mógł się podobać również i jako aktor.

Ostatnie lata swego życia Lesław Finze spędził, wraz z małżonką, w Domu Aktora w Skolimowie. ... Bez żalu zamienili pięknie urządzone mieszkanie na warszawskim Żoliborzu na wygodny apartament w Skolimowie. Znaleźli tu wreszcie tak upragniony spokój i zieleń. Zawsze pogodni, życzliwi i uśmiechnięci z radością witają licznych przyjaciół, którzy o nich nie zapominali - pisał Witold Sadowy w artykule z cyklu Ludzie, których nie można zapomnieć (Życie na gorąco, nr 6 z 29.08.1996 r.). Lesław Finze - człowiek wysoce inteligentny, rzeczowy, realista i optymista zarazem (taką opinię miał wśród przyjaciół i znajomych) znalazł więc upragniony spokój i niezależność. A czasy, w których nie talent, lecz polityka i wynikłe z niej układy i sympatie decydowały nawet o karierze artysty, minęły, miejmy nadzieję, bezpowrotnie.

Lesław Finze zmarł 23 grudnia 1998 roku w Skolimowie.

Jacek Chodorowski

Serdecznie dziękuję znakomitej artystce, Barbarze Bittner-Finze, za udostępnienie materiałów źródłowych i zdjęć, za życzliwe i cenne uwagi. Bez Jej pomocy wspomnienie to wiele by straciło.