Trubadur 1(50)/2009 Strona główna

Marian Porębski
Zapomniany tenor wagnerowski

28 lipca 2008 roku zmarł w Bilczy k/Kielc Marian Porębski, polski śpiewak operowy, jeden z nielicznych naszych interpretatorów dramatycznych partii wagnerowskich. Zmarł w zapomnieniu, choć przecież cieszył się uznaniem krytyków i publiczności. Jeden z ostatnich uczniów artysty powiedział: Będę go wspominał jako wybitnego człowieka o niezwykłej, bardzo mocnej barwie głosu, pełnego uroku osobistego i poczucia humoru. Człowieka zawsze pełnego życia i radości.

Bogatym, i właściwie jedynym, źródłem wiedzy o działalności artystycznej Mariana Porębskiego jest jego małżonka, Dominika Kwaśnik-Porębska, profesor Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Wszystkie więc podane w tym szkicu o artyście wiadomości i informacje są siłą rzeczy niejako autoryzowane przez żonę śpiewaka.

Marian Porębski urodził się w Sosnowcu 17 lipca 1910 roku w rodzinie podtrzymującej tradycje muzyczne, choć zawodowo z muzyką nie związanej (jego ojciec był felczerem górniczym). Talent wokalny przyszłego artysty ujawnił się dość wcześnie. Naukę śpiewu rozpoczął w prywatnej szkole Ewy Horbaczewskiej w rodzinnym mieście i u Stanisławy Korwin-Szymanowskiej w Katowicach. Kształcenie głosu przerwała służba wojskowa. Po jej ukończeniu, założywszy rodzinę, został słuchaczem Studium Operowego przy Teatrze Wielkim w Warszawie. Był to rok 1938, niedługo więc trwały owe regularne studia muzyczne.

Losy wojenne obiecującego śpiewaka to temat na całkiem obszerny, z pewnością jednak odrębny szkic. Przedstawmy je więc w dużym skrócie i to pod kątem kontaktów raczej z muzyką niż z nieprzyjacielem. A więc: mobilizacja, przydział do załogi pociągu pancernego, przedarcie się przez Rumunię do Francji i wylądowanie w ośrodku formowania polskich sił zbrojnych na Zachodzie (we francuskiej Bretanii). W wojsku służył w łączności i wywiadzie w brygadzie pancernej gen. Maczka. Pod koniec 1940 roku znalazł się na terenie tzw. wolnej Francji (tej z rządem w Vichy), związał się z francuskim ruchem oporu, a studiując na wydziale humanistycznym Uniwersytetu w Tuluzie, cały czas przyswajał sobie repertuar operowy. To okupacyjne życie we Francji prowadził pod nazwiskiem Mario Crepin. W 1943 roku zainteresował się nim francuski impresario, wyrażając chęć zatrudnienia go w charakterze artysty lirycznego w rolach tenora. W roku 1944, w Grand Théatre w Bordeaux, Marian Porębski zadebiutował partią Vasco da Gamy w operze G. Meyerbeera Afrykanka. Niektóre źródła (Nowy Kurier – tygodnik Pomorza Zachodniego, nr 42 z 23.10.1999 r.) podają, iż debiut operowy artysty miał miejsce w Grand Théatre du Capitol w Tuluzie, w partii Cavaradossiego w Tosce G. Pucciniego. W każdym razie sukces był bezprecedensowy, sceny operowe Francji stanęły przed polskim śpiewakiem otworem. Nie zamierzał on jednak zostać na Zachodzie. Po 1945 roku przyjechał do Polski. Okazało się, iż w międzyczasie rozpadło się jego przedwojenne małżeństwo. Powrócił więc do Francji ale nie związał się trwałym kontraktem z żadnym teatrem. Wspomina: korzystałem z przywileju gwiazd, które angażuje się na gościnne występy... ale musiałem być samowystarczalny i zapewnić sobie wszystko, co potrzebne do występu, łącznie z kostiumami. Pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy prowadził już także działalność pedagogiczną, jego uczennicą została młodziutka Polka, stale mieszkająca we Francji, Dominika Kwaśnik, która, jak sama wspomina, roiła sny o śpiewaczej sławie. Wkrótce została żoną swego pedagoga i przez wiele lat była także partnerką estradową małżonka, będąc dyrektorem i dyrygentem Zespołu Wokalnego im. Mariana Porębskiego (specjalność: polska i światowa muzyka wokalna). Zespół ten artysta założył w latach 80-tych.

W roku 2000 państwo Porębscy na stałe wrócili do ojczyzny i osiedlili się ostatecznie w Bilczy koło Kielc.

Kariera sceniczna Mariana Porębskiego trwała nieprzerwanie 25 lat. Występował głównie na scenach francuskich i belgijskich, w Szwajcarii i Algierii, w repertuarze tenora dramatycznego. Był znakomitym odtwórcą prawie wszystkich tenorowych partii Wagnera: Eryka w Holendrze tułaczu, Lohengrina, Tannhäusera, Zygmunda, Zygfryda, Tristana (tę partię wykonywał po niemiecku i francusku). We włoskim repertuarze ceniono go za Manrica w Trubadurze, Riccarda w Balu maskowym, Cavaradossiego w Tosce, Rudolfa w Cyganerii, Otella. Był także znakomitym Samsonem w Samsonie i Dalili, Eleazarem w Żydówce; śpiewał też główne partie w nieznanych w Polsce operach francuskich kompozytorów, m.in. Ernesta Reyera (1823-1909) Sigurd i Salammbó, a także Henry Févriera (1875-1957) Monna Vanna.

Marian Porębski dysponował nośnym głosem tenorowym o zdecydowanie dramatycznej sile. Jego technika była niezawodna, a interpretacja przemyślana i trafna. Wspomniany już Nowy Kurier, piórem swego autora Kazimierza Romana Czekaja-Haag, zauważa: najważniejszą cechą wyróżniającą go od innych jest unikalność jego głosu w okresie „złotej jesieni” tego weterana polskich tenorów. Z niezwykle unikalnych starych kolekcji nagrań mistrza Mariana wysłuchałem partii tenorowych z oper Richarda Wagnera, Giuseppe Verdiego i innych – czułem się tak, jakbym uczestniczył w tych przedstawieniach... w trakcie słuchania tych starych nagrań uderzyły mnie: duży wolumen jego głosu, nośny dźwięk, wyraźny nerw dramatyczny oraz doskonała dykcja tenora, który swobodnie śpiewa w siedmiu językach. Po latach artysta wspominał: śpiewałem wszystkie najcięższe i dlatego rzadko wystawiane opery. Bardzo trudne wokalnie, ale i scenicznie, wymagające wybitnej techniki. Ja biłem innych modulacją. Krytycy i recenzenci podkreślali moją interpretację.

Marian Porębski był także pedagogiem wokalistyki, jego dom pozostawał zawsze otwarty, zwłaszcza dla młodych ludzi pragnących korzystać z doświadczenia i rad mistrza.

Jacek Chodorowski