Trubadur 2(35)/2005 Strona główna

Festiwal Pieśni Europejskiej

Filharmonia im. R. Traugutta zainicjowała nowy festiwal: pieśni europejskiej. Stanowi on kontynuację i uzupełnienie WOK-owskiej „Ody do Europy”. Ramy czasowe festiwalu (koncerty odbywają się w soboty i niedziele o godzinie 13.00 w Podchorążówce w Łazienkach Królewskich) i konieczność połączenia z festiwalem pieśni kompozytorów polskich spowodowały, że w tym roku nie został zaprezentowany dorobek pieśniarski całej zjednoczonej Europy. Więcej – mamy nadzieję – za rok. Wśród prezentowanych znalazły się zarówno tak dla nas egzotyczne (gdyż rzadko obecne w polskich salach koncertowych) pieśni norweskie i maltańskie, jak i również tak bliskie nam językowo i duchowo rosyjskie i ukraińskie. Także wśród wykonawców nie zabrakło gości zagranicznych: był sopranista Robert Crowe z USA i mezzosopranistka Clair Massa z Malty. Pora i częstotliwość koncertów wymaga od chętnych słuchaczy dużej dyscypliny i bardzo dobrej organizacji. Jedynie dzięki temu (i w dwóch przypadkach nieocenionej pomocy ojca, który czekał już na mnie ze środkiem transportu) udało się pogodzić obecność na koncertach z resztą życia. Ale udało się!!! Byłam na wszystkich koncertach!!!

A zatem krótka relacja:

Po brawurowym występie Urszuli Kryger, Jadwigi Rappé i Jerzego Knetiga w pieśniach rosyjskich (ale i żydowskich) A. Rubinsteina, P. Czajkowskiego, N. Rimskiego-Korsakowa i D. Szostakowicza przyszła kolej na pieśń francuską H. Berlioza, C. Debussy’ego, G. Faurego i H. Duparca w interpretacji Anny Radziejewskiej. Mezzosopranistka przyleciała na ten koncert specjalnie z Antwerpii dokąd zaraz po koncercie wracała, aby tego samego wieczoru zaśpiewać Rinalda J. F. Haendla.

Następny weekend to włoskie bel canto w wykonaniu Adama Zdunikowskiego i pieśni ukraińskie – zarówno te poważne np. M. Łysenki do słów T. Szewczenki, jak i aranżacje melodii ludowych w pięknym wykonaniu Marty Boberskiej.

Następna była pieśń hiszpańska w interpretacji Jadwigi Teresy Stępień. Artystka przeplatała recital barwnymi i z wielką pasją przekazywanymi opowieściami oddającymi nie tylko treść śpiewanych utworów, lecz również osobiste zauroczenie wykonawczyni kulturą iberyjską. Samo wykonanie pieśni (a nie zabrakło wśród nich pieśni cygańskich i ludowych w opracowaniu M. de Falli) przypominało małe scenki rodzajowe. Bezpośrednio po hiszpańskiej była dostojna i nastrojowa pieśń niemiecka. Pierwotnie miała zaśpiewać Anna Lubańska, lecz nagła niedyspozycja postawiła organizatorów przed arcytrudnym zadaniem: w dwa dni znaleźć zastępstwo. Sztuka ta udała się i drugi już w ramach festiwalu recital Urszuli Kryger był nie tylko wspaniały, ale też okazał się najdłuższym solowym występem. Artystka wykonała cykl Frauenliebe und Leben R. Schumanna, sześć pieśni J. Brahmsa i pięć pieśni R. Straussa. Moje uznanie dla tej artystki (które zdobyła „od pierwszego słuchania”) z występu na występ rośnie.

Kolejny weekend to pieśń angielska (R. Quilter, R. V. Wiliams, F. Delius, P. Warlock, H. Howells i B. Brittena Canticle „II Abraham and Isaac“ do anonimowej sztuki teatralnej z XIV-XV w). Prezentował ją sopranista Robert Crowe. Z tym występem wiązałam swoje największe oczekiwania. Nie zostały one niestety spełnione, albowiem program (przynajmniej do godziny 14.00, gdy z powodu innych zajęć musiałam opuścić salę) okazał się bardzo jednolity w nastroju, a artysta nie był tego dnia w szczytowej formie (wyraźny problem z przejściem w dolne rejestry). Jednakże i tak było to wielkie przeżycie jako właściwie jedyna okazja usłyszenia tego rodzaju głosu. Niestety nie było dane mi usłyszeć występu Aleksandra Kunacha. Po angielskiej następna była pieśń austriacka, a właściwie jedno dzieło: Winterreise F. Schuberta do poezji W. Muellera w wykonaniu dyrektora artystycznego Filharmonii im. R. Traugutta – Ryszarda Cieśli.

Ostatni festiwalowy weekend to gra kontrastów: z Malty do Norwegii. Ta pierwsza była dla mnie prawdziwą zagadką. Mimo że kilka lat temu odwiedziłam wyspę (a właściwie archipelag) i nieco poznałam jej historię i kulturę, zupełnie nie miałam okazji posłuchać jej muzyki. W zaprezentowanym programie znalazły się i pieśni (z XVIII w. i współczesne), i aria z opery Krzyż Maltański Ch. Camilleriego, i pieśni ludowe. Całość w różnych stylach i językach (angielski, włoski i maltański z wpływami arabskimi, choć niektórzy obecni dopatrzyli się również cech celtyckich) zaśpiewana z wielkim wyczuciem charakteru i nastroju utworów. Na koniec Norwegia reprezentowana przez utwory E. Griega w interpretacji sióstr Olgi i Natalii Pasiecznik – obok pieśni pojawiły się utwory fortepianowe, w tym tańce ludowe.

Reasumując, należy stwierdzić, że był to bardzo ciekawy i pouczający festiwal. Po trudnych początkach (komplet publiczności był dopiero na pieśni włoskiej i to dzięki ustawieniu na moście przy Pałacu na Wodzie „naganiaczki”) publiczność dopisała, a na finałowym koncercie zabrakło miejsc siedzących i część słuchaczy przysiadła na scenie. I to mimo tego, że na koncert docieraliśmy w strugach deszczu. Bardzo dobrym pomysłem jest zamieszczenie w programie koncertów polskich tłumaczeń tekstów pieśni. Pozwala to szerszemu gronu publiczności zapoznać się z tematyką utworów, a wręcz nieocenione jest w wypadku tekstów w językach ogólnie nie znanych (np. maltańskim, norweskim). Pozostaje mi jedynie wyrazić nadzieję, że nie będzie to jednorazowa inicjatywa i za rok spotkamy się znów, np. z pieśnią węgierską, holenderską czy irlandzką.

Katarzyna Marszałek