Trubadur 2(35)/2005 Strona główna

Nadal słyszę lament Orfeusza nad nowojorskimi drapaczami chmur

Od 1873 roku działa w Nowym Jorku jedna z najstarszych instytucji muzycznych tego miasta – The Oratorio Society of New York (Stowarzyszenie Oratoryjne w Nowym Jorku). Założone przez znanego ówczesnego dyrygenta Leopolda Damroscha skupia do dzisiejszego dnia setki ochotników, którzy chcą spędzać wolny czas na wspólnym muzykowaniu. Wielu z nich jest bardzo utalentowanych. Dla tego stowarzyszenia jeden z jego długoletnich prezesów, amerykański milioner Andrew Carnegie, wybudował w 1891 roku specjalną salę koncertową o doskonałej akustyce, znaną obecnie jako Carnegie Hall. Tradycyjnie co roku The Oratorio Society of New York organizuje kilka koncertów, na które jako solistów zaprasza najlepszych artystów-muzyków. W maju br., w swoim 132 sezonie, The Oratario Society zaplanowało wykonanie koncertowe francuskiej wersji opery Christopha Willibalda Rittera von Glucka Orphee et Euridice, zapraszając jako solistkę Ewę Podleś do wykonania partii Orfeusza.

Premiera włoskiej wersji opery Glucka Orfeo ed Euridice miała miejsce w 1762 roku w Wiedniu i partia Orfeusza była śpiewana przez alto castrato Guadagniego. Kilka lat później, w 1774 roku, Gluck w Operze Paryskiej przedstawił wersję francuską dzieła Orphee et Euridice, w którym partia Orfeusza śpiewana była przez tenora. W tej wersji istnieją historyczne nagrania płytowe z Nicolaiem Geddą i Leopoldem Simoneau. W 1859 roku Hektor Berlioz, zagorzały wielbiciel muzyki Glucka, przygotował inną francuską wersję Orfeusza i Eurydyki dla znanego kontraltu Pauliny Viardot i ta właśnie wersja została przedstawiona w majowym koncercie The Oratorio Society of New York.

Dzięki Ewie Podleś słuchacze w szczelnie wypełnionej sali Carnegie Hall mogli rozkoszować się muzyką Glucka. Każdy dźwięk w wykonaniu śpiewaczki był wypracowany, przemyślany artystycznie, czasami głos brzmiał jak aksamit, mahoń, czasami w skomplikowanych koloraturach przypominał ostrość sztyletu. Podleś ma prezencję i obycie sceniczne, łatwo poruszała się po estradzie na tle ogromnego chóru i orkiestry. Powstała z tego wersja koncertowa, ale z ruchem scenicznym, który zwiększał napięcie dramatyczne. Rozpacz Orfeusza była ogromna, słychać było radość z odzyskania Eurydyki i przejmujący lament w arii J’ai perdu mon Euridice. Nowojorski recenzent stwierdził, że: w obecnych czasach rzadko spotyka się kontralt, tymczasem Ewa Podleś ma energii za trzy wokalistki. Wyśpiewała Orfeusza z zawziętym, nieustraszonym zapałem. Podleś nikogo nie uwodzi – ona powala. Partię Eurydyki powierzono młodej amerykańskiej sopranistce Jennifer Aymer, związanej na stałe z The New York City Opera. Jej liryczny sopran bardzo dobrze współbrzmiał z głębokim kontraltem Podleś. Duety wypadły doskonale. W roli Amora wystąpiła Sharla Nafziger, sopranistka o dużej muzykalności. Ogromnym chórem The Oratorio Society i orkiestrą The Westchester Philharmonic dyrygował Lyndon Woodside, obecny dyrektor Stowarzyszenia. Publiczność nagrodziła wykonawców owacją na stojąco. Ogromne brawa, krzyki i prawie amok wywoływało za każdym razem pojawienie się Ewy Podleś podczas ukłonów.

Muszę przyznać, że Ewa Podleś poprzez swój niezwykły talent oraz cudowną osobowość potrafi przyciągnąć do siebie masę słuchaczy, niekiedy wręcz fanatyków, którzy jeżdżą za nią z koncertu na koncert. Na koncert w Carnegie Hall zjawili się wielbiciele talentu Ewy Podleś z Toronto, Bostonu, New Jersey, Florydy, Waszyngtonu, Montrealu, nawet była para z Polski, Państwo Grażyna i Andrzej Gauksztołowie, którzy przylecieli specjalnie na tę okazję z Warszawy. Mimo trudności w przedostaniu się za kulisy po koncercie (ze względu na obostrzenia antyterrorystyczne w Nowym Jorku obowiązują ostre rygory przyjmowania gości za kulisami – muszą oni być wcześniej rejestrowani), było nas tam ponad 30 osób, stłoczonych na korytarzu, w pokoju przyjęć, których łączyło jedno – uwielbienie dla talentu Ewy Podleś. Była gorączkowa dyskusja i porównanie wrażeń. Największe natomiast wrażenie zrobił na mnie bezimienny tłum wielbicieli, czekających cierpliwie ponad godzinę, na zewnątrz, przy wyjściu dla artystów. Były kwiaty, gratulacje, rozmowy w wielu językach, prośby o zrobienie zdjęć – cały rytuał prawdziwej divy operowej. Cudowne zjawisko. Gdy przyszło do pożegnań z moimi nowojorskimi przyjaciółmi, byliśmy nadal pod wrażeniem wieczoru i koncertu. Jeden z nich powiedział: Wiesz, nadal słyszę lament Orfeusza nad nowojorskimi drapaczami chmur. Tak, to był przejmujący i niezapomniany wieczór.

***

Na zakończenie mojej relacji warto dodać, że kilka dni wcześniej Ewa Podleś otrzymała Medal Uznania (Medal of Recognition) od Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku za wybitne zasługi w krzewieniu kultury polskiej i amerykańskiej. Warto podkreślić, że jest to czwarty medal przyznany muzykowi, po Leopoldzie Stokowskim, Arturze Rubinsteinie i Stanisławie Skrowaczewskim. Nadanie odznaczenia odbyło się podczas 70-tego Dorocznego Balu Fundacji Kościuszkowskiej w salach słynnego hotelu Waldorf-Astoria.

Kazik Jędrzejczak