Trubadur 2(35)/2005 Strona główna

Wysokie loty Nacho Duato

Hiszpański narodowy zespół tańca z Madrytu, czyli Compania Nacional de Danza kierowany przez choreografa Nacho Duato podczas swego majowego tournée po Polsce prezentował wieczór złożony z trzech choreografii swego dyrektora artystycznego. Dwa razy, 20 i 21 maja hiszpańscy tancerze wystąpili w Teatrze Wielkim w Warszawie wzbudzając zachwyt stołecznej publiczności. Trzy układy Nacho Duato: Arcangelo, Cautiva i Por vos muero dały widzom klarowny obraz stylu i kierunku tego ucznia i w pewnym sensie kontynuatora (a może naśladowcy) twórczej drogi Jiriego Kyliana.

Niewątpliwie Kylian to postać, której wpływ najbardziej widać w języku choreograficznym Duato. Ruchy spowolnione, gładkie i proste, to znów szybkie, nagłe, „ptasie”, charakterystyczne wykorzystanie corps de ballet, czystość i precyzja rysunku, a nawet krój kostiumów i skromna scenografia – wszystko to nieodparcie przywodzi na myśl twórcę Nederlands Dans Theater, tym bardziej, że tak niedawno mieliśmy okazję podziwiać na żywo dzieła mistrza. Skojarzenia z twórczością Kyliana nie przynoszą jednak Duato ujmy, jego taneczny słownik wzbogacony jest przecież o autorskie elementy. Choreograf domieszał tu sporo niemal akrobatycznych ewolucji w duetach oraz prawdziwie hiszpański temperament, postawę i oczywiście bardzo przetworzony, śladowy gest rodem z narodowych tańców. Daje to razem oszałamiającą mieszankę, nie zawsze może tak wysublimowaną jak u Kyliana, ale zapierającą dech w piersiach, gdy ogląda się to w wykonaniu znakomitych solistów Compania de Danza.

Pod względem technicznym największe wrażenie robił pierwszy z układów do muzyki Arcangela Corellego i Alessandra Scarlattiego. To zresztą najnowsza z przywiezionych choreografii (premiera w 2000 r.) – bardzo akrobatyczna i popisowa dla czterech par tancerzy. Ich niezwykle smukłe, a jednak doskonale umięśnione ciała tworzyły niejednokrotnie prawdziwie architektoniczne konstrukcje i wykonywały ewolucje wykorzystujące w zaskakujący sposób prawa dynamiki, działanie dźwigni i przyciągania ziemskiego. Nie był to ruch pełen niepohamowanej energii, raczej ciągłego przepływu, nawet gdy tancerka „zamotana” wokół, na albo niemal nad swym partnerem, zastygała w niesamowitej pozie (wspaniałe Tamako Akiyama i Yolanda Martin). Piękne, dyskretne tło dla tych ewolucji tworzyła zawieszona w połowie tylnej ściany złocista jakby-blacha, a punkty, do których dążyli wciąż tancerze – trzy kupki piasku. Ponadto Duato w prosty, ale pomysłowy sposób potrafił sprawić, aby kolejni soliści pojawiali się na scenie jakby wychodząc ze ściany, znikąd i podobnie znikali w niebycie. Finałowe uniesienie pary solistów na czarnym materiale, z którym wcześniej tańczyli, zaskoczyło i zachwyciło publiczność, ale tak naprawdę nieco trywialnie zamknęło ten w gruncie rzeczy abstrakcyjny balet. Co prawda, kto zerknął do programu, mógł się dowiedzieć, że była to refleksja na temat nieba i piekła. Mnie jednak ta wiedza nie wydała się potrzebna do rozkoszowania się wizją, jaką roztoczył przede mną hiszpański zespół.

Po przerwie nastąpił najbardziej chyba kylianowski z trzech prezentowanych układów - Cautiva, czyli Branka (choreografia z 1993 roku). Tu tańcowi towarzyszyła bardzo interesująca muzyka baskijskiego kompozytora Alberto Iglesiasa, będącą swego rodzaju kolażem mowy czy też recytacji (teksty Joyce’a i Pounda) oraz muzyki elektroniczno-akustycznej, nawiązującej niekiedy do dawnych, jakby barokowych brzmień. Odrobinę przydługa choreografia najbardziej podobała mi się w swej początkowej fazie oraz w zakończeniu, w którym Duato wykorzystał ruchomy element scenografii – zasłonę z grubych łańcuchów, które w odpowiednim momencie przesłoniły cały otwór sceny. Na początku w scenach rozgrywanych na ciemnym tle zachwycał przede wszystkim taniec solistki (Ana Tereza Gonzaga) we wspaniałej, powiewnej, czerwonej sukni. Bardzo ciekawy był też ruch zaprojektowany dla zespołu żeńskiego – idealnie odzwierciedlający nagłe zwroty, efekty i pauzy w muzyce Iglesiasa. Niezwykła muzyczność układów Duato to kolejny wielki ich walor. Choć choreograf często tworzy w kontrapunkcie do muzyki, wystrzegając się przekładania każdego akcentu czy nuty na ruch, to jednak jego taniec „oddycha” wraz z muzyką, to ona niesie tancerzy. Środkowe sekwencje Cautivy złożone z tańców solowych, duetów i tercetów na tle rozjaśnionego horyzontu, choć bardzo pomysłowe i piekielnie trudne, nie miały tej temperatury i siły oddziaływania co początek. Widz (a przynajmniej ja) z niecierpliwością wyczekiwał jakiejś zmiany i jego oczekiwanie zostało nagrodzone. Łoskot opadających łańcuchów był przebudzeniem do finału, w którym po subtelnym duecie głównych solistów ona zawisa na łańcuchach twarzą do publiczności. I ta napowietrzna kulminacja zyskała sobie poklask. Zaczęłam się wówczas poważne zastanawiać czy trzecią choreografię wieczoru Nacho Duato też zakończy umieszczeniem tancerza lub tancerki w przestworzach.

Choć wykonane na zakończenie Por vos muero znalazło swój finał jak najbardziej na ziemi (czy raczej scenicznych deskach), to właśnie ten układ najbardziej przypadł mi do gustu. Może dlatego, że wydał mi się najbardziej własny wobec poprzednich a la Kylian zrobionych dzieł hiszpańskiego choreografa. Tu inspiracją dla twórcy była dawna muzyka hiszpańska z XV i XVI wieku (de Henestrosa, Moresca, Ortiz, Vasquez, Flecha i in.) oraz teksty poety Garcilasa de la Vegi. I bez lektury programu w Por vos muero dojrzałam myśl przewodnią autora. Była to afirmacja tańca i jego roli w kulturze i życiu społecznym człowieka na przykładzie kultury przełomu XV i XVI stuleci. Po podniesieniu kurtyny tancerze ustawieni (nie po raz pierwszy u Duato) tyłem do widowni, w biało-cielistych trykotach, jakby „bardziej niż nadzy”, bo „odbarwieni”, zmierzają do niskiego zabudowania - parawanów, za którymi za chwilę przywdzieją stylizowane, renesansowe kostiumy i rozpoczną taniec w rytm raz skocznej, to znów melancholijnej muzyki. Na całość choreografii złożył się ciąg scenek, w których ślady fabuły były zaznaczone tylko poprzez stosunek tancerzy do siebie nawzajem, dyskretną lub przejaskrawioną mimikę i wyrazisty gest, ale zawsze gest taneczny. Zastosowanie akcentów komicznych, komicznego ruchu, czy synchronicznego tańca kobiet z maskami (kolejny element renesansowości), także przypominało trochę prace Jiriego Kyliana, ale po zanurzeniu w uroczy świat Por vos muero przestawało się o tym pamiętać. Kapitalna, lżejsza od poprzednich i przez to przyjęta bardzo ciepło przez publiczność choreografia dobrze zwieńczyła ten bardzo udany wieczór. Pierwszy, piątkowy występ Compania Nacional de Danza był zresztą pod każdym względem wyśmienity, temperaturę na lekko niekompletnej widowni podgrzewały spore grupy Hiszpanów. Drugiego dnia cieszyłam się, że mogę ponownie zobaczyć dzieła Nacho Duato przy szczelnie wypełnionej sali im. Moniuszki, ale wykonanie ich przez drugą (o wiele słabszą) obsadę odebrało im sporą część uroku. I tak pierwszego wieczoru byłam pełna podziwu dla prawie cyrkowych ewolucji pary solistów w Acangelo, drugiego – drżałam o cielesną całość tancerki niezbyt umiejętnie podnoszonej przez partnera, w piątek niemal westchnęłam z zachwytu przy niesamowicie miękkim, „gumowym” plie-releve jednego z tancerzy w Por vos muero, w sobotę wcale nie zauważyłam tego elementu... To zestawienie dobitnie wykazało, jak wielkich umiejętności wykonawczych potrzeba, aby ukazały się wszystkie walory „fruwających” choreografii Nacho Duato.

KKG